Wyciek raportów brytyjskiego ambasadora w USA Kima Darrocha skierowanych do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Wielkiej Brytanii, w których krytycznie odnosił się do Donalda Trumpa, powoduje kolejne spięcia w amerykańsko-brytyjskich stosunkach. Rząd USA poinformował już, że wstrzymuje wszelkie kontakty z ambasadorem. To jednak nie koniec problemów.
We wtorek prezydent USA opublikował na Twitterze wpisy, w których po raz kolejny krytycznie wyraził się na temat Kima Darrocha. Tym razem jednak użył bardzo mocnych słów.
- Zwariowany ambasador, którego Wielka Brytania narzuciła USA, nie jest kimś, kim jesteśmy zachwyceni, to bardzo głupi gość. Powinien rozmawiać w swoim kraju i z premier Theresą May, o tym jak zawalili negocjacje w sprawie brexitu, a nie denerwować się moją krytyką na temat tego, jak źle były one prowadzone - stwierdził.
Jak podkreślił w kolejnym wpisie, "powiedział Theresie May, jak przeprowadzić negocjacje, ale ona i tak postawiła na swój głupi plan, którego nie była w stanie zrealizować". - Katastrofa! - stwierdził.
- Nie znam osobiście ambasadora, ale powiedziano mi, że to pretensjonalny głupiec - dodał.
Na wpisy Donalda Trumpa odpowiedział Jeremy Hunt, szef resortu spraw zagranicznych w Wielkiej Brytanii. - Te komentarze wyrażają brak szacunku do naszej premier i naszego kraju i są dla nich krzywdzące. Pana dyplomaci dzielą się prywatnymi opiniami z Mikem Pompeo i to samo robią nasi! - podkreślił Jeremy Hunt.
Odniósł się również do słów Donalda Trumpa, według którego "przymierze brytyjsko-amerykańskie było najważniejsze w historii" - Zgadzam się z tym, ale przyjaciele muszą się traktować z szacunkiem, który Theresa May zawsze Panu okazywała. Ambasadorzy są wybierani przez rząd brytyjski i jeśli to ja zostanę premierem, nasz ambasador w USA nim pozostanie - stwierdził szef brytyjskiego MSZ.