Środa była dniem wyłaniania przewodniczącego Parlamentu Europejskiego i wiceprzewodniczących. Najpierw ogłoszono, że Włoch z socjalistycznej Partii Demokratycznej David Sassoli zostanie szefem PE. Później przystąpiono do wyłaniania 14 wiceprzewodniczących - początkowo wybrano ich 11, a w tym gronie znalazła się była polska premier Ewa Kopacz, która zdobyła poparcie 70 proc. europosłów.
Następnie odbyły się kolejne tury wyborów. Te nie przyniosły jednak dobrych wieści dla Polski - tylko Kopacz będzie reprezentowała kraj w tym gronie.
Wszystko dlatego, że europoseł Prawa i Sprawiedliwości Zdzisław Krasnodębski w ostatniej, trzeciej turze głosowania uzyskał 85 głosów i przegrał z Włochem Fabio Massimo Castaldim z włoskiego Ruchu 5 Gwiazd.
Polski polityk zajmował stanowisko wiceprzewodniczącego w poprzedniej kadencji. Dziś walczył o przedłużenie tej funkcji z ramienia Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Tym samym EKR nie będzie miało żadnego wiceprzewodniczącego.
Prof. Krasnodębski zamieścił na Twitterze krótki komentarz do sprawy, niestety nie rozwinął wątku, jak doszło do tego, że nie został jednym z wiceszefów Parlamentu Europejskiego:
Tak się dotrzymuje reguł i zobowiązań w PE
Z kolei była rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości, a po tegorocznych wyborach do europarlamentu europosłanka, Beata Mazurek jasno wskazała przyczyny tych wydarzeń:
Profesor Zdzisław Krasnodębski był bardzo dobrym kandydatem na vice PE. Niestety złamano zasady demokracji parlamentarnej, bo zgodnie z parytetem ta funkcja przypadała także naszej frakcji. To głosowanie to małostkowy odwet za wyniki szczytu UE.
Mazurek w ten sposób stwierdziła, że tak naprawdę wynik wyborów wiceprzewodniczącego to zemsta za... udane negocjacje (w narracji obozu rządzącego) w sprawie kandydatów na szefa Komisji Europejskiej. Jak przekonywał bowiem premier Mateusz Morawiecki, Polska odniosła sukces, dzięki któremu szefem KE nie zostanie Frans Timmermans, a najprawdopodobniej Ursula von der Leyen.