Koreańczycy z północy jak zwykle trochę później dowiedzieli się o ważnych wydarzeniach w kraju. O spotkaniu Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem w Panmundżom z 30 czerwca, na linii demarkacyjnej, szeroko informowano w mediach dopiero dzień po tych wydarzeniach.
Moment był o tyle historyczny, że Trump, jako pierwszy urzędujący prezydent USA, postawił nogę na terenie Korei Północnej. Później rozmawiał z przywódcą komunistycznego państwa za zamkniętymi drzwiami.
Działacze KCNA Watch, zajmujący się tłumaczeniem tego, co publikują północnokoreańskie media, odnotowali, że państwowa gazeta "Rodong Sinmun" wychwalała "historyczne spotkanie", które okazało się niespodzianką - ponieważ nie było wcześniej komunikatów, że do niego dojdzie.
Jak czytamy:
Kim Dzong Un mówił, że ma dobre relacje z prezydentem Donaldem Trumpem, dzięki którym mogło się odbyć to spotkanie, zaplanowane jedynie z jednodniowym wyprzedzeniem.
O spotkaniu donosiła też północnokoreańska agencja KCNA, ale uwagę zagranicznych mediów zwróciła przede wszystkim państwowa telewizja. Na ekranach telewizorów pojawiła się bowiem "różowa dama" (na świecie powszechnie nazywana "pink lady"), czyli najbardziej znana prezenterka KCTV - Ri Chun Hi.
To właśnie Ri ogłosiła, że do spotkania doszło. Była to zresztą jedyna informacja, jaka początkowo padła w reżimowej telewizji, wtedy też nie zamieszczano jeszcze nagrań i zdjęć z tego wydarzenia.
Co prawda 75-letnia Ri Chun Hi jest na emeryturze od 2012 roku, ale jeśli występuje w telewizji, oznacza to, że do Koreańczyków mają trafić ważne wieści. Tak było w 2016 roku, gdy ogłosiła udaną próbę atomową, wcześniej to ona ogłaszała śmierć przywódców reżimu z Pjongjangu: Kim Ir Sena i Kim Dzong Ila.