W pobliżu zdarzenia był Michael Safi, reporter "Guardiana". Na nagranych przez niego filmach widać spanikowanych, uciekających ludzi, m.in. kobietę z małym dzieckiem, i słychać krzyki.
Jak przekazał dziennikarz, powołując się na słowa policji, to eksplozja była kontrolowaną przez grupę saperów detonacją "podejrzanej paczki" znalezionej w samochodzie. Na miejsce przyjechały dwie karetki pogotowia.
Wcześniej m.in. agencja Reutera podała, że w samochodzie stojącym w pobliżu kościoła eksplodował ładunek, gdy saperzy próbowali go rozbroić.
W mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia eksplodującego vana (znajdziecie je we wpisie poniżej). Widać na nim białe auto, wybuch i chmurę ognia. Część dziennikarzy zaznacza, że nie jest pewne, czy eksplozja rzeczywiście była kontrolowana.
Na zdjęciach agencji AP - w galerii zdjęć na górze artykułu - widać podobny biały pojazd i zgromadzone wokół niego służby.
Czytaj też: Jezus we krwi ofiar zamachów na Sri Lance. Polski mnich Dawid: na ścianach resztki ciał
Zamachy na Sri Lance
Rząd Sri Lanki ogłosił, że za wczorajsze zamachy terrorystyczne na Sri Lance odpowiada lokalna grupa islamskich ekstremistów o nazwie National Thowheeth Jama'ath. Oficjalnie nikt się nie przyznał do organizacji ataków. Od północy czasu miejscowego (20:30 czasu obowiązującego w Polsce) na Sri Lance ma obowiązywać stan wyjątkowy. Policja w Kolombo odnalazła 87 detonatorów, które mogły być użyte do kolejnych zamachów.