Media informują już o ponad 200 ofiarach serii zamachów bombowych w dużych miastach na Sri Lance, rannych jest prawdopodobnie ok. 400 osób. Po eksplozjach władze w kraju wprowadziły godzinę policyjną, która obowiązuje do odwołania w godzinach 18.00-6.00 czasu lokalnego. Wirtualna Polska zamieściła na swojej stronie relację Polaka mieszkającego na Sri Lance.
"Jestem właśnie na Sri Lance, niedaleko Negombo. Władze wprowadziły tutaj stan wyjątkowy. Drogi są zablokowane. Ludzi poproszono o niewychodzenie z domów. Wyłączono media społecznościowe, nie działają popularne komunikatory. Informacje rozchodzą się poprzez linię telefoniczną, bo telewizja wprowadziła kontrolę informacji. (...) Wokół kościołów leżą resztki rozczłonkowanych ciał. Sytuacja wygląda bardzo poważnie. Drogi są podobno zablokowane. Wyprowadzono na ulice wojsko" - czytamy na portalu.
Rano doszło do eksplozji w trzech kościołach i trzech hotelach w Kolombo, Batticaloa oraz Negombo. Kilka godzin później wybuchy miały miejsce w Dehiwala oraz ponownie w Kolombo. Łącznie było osiem eksplozji. Polski MSZ podejmuje działania w celu ustalenia czy Polacy są wśród poszkodowanych i ofiar w ataku na Sri Lance. Ministerstwo apeluje do Polaków przebywających na Sri Lance o zachowanie ostrożności.
Polski misjonarz o. Mariusz Michalik przyznaje w rozmowie z TVP Info, że ataki wstrząsnęły mieszkańcami. - To szok dla całego kraju, jest już ok. 10 lat po wojnie domowej, za poprzedniego prezydenta nacjonaliści buddyjscy napadali na kościoły, ale to kończyło się na wybiciu szyb, zdemolowaniu. Ale nawet podczas wojny domowej, która trwała 26 lat, był tylko jeden przypadek, że zdetonowano bombę w kościele - powiedział misjonarz. - Wiadomo, że, jak były działania wojenne, bombardowania to i budynki kościele były uszkodzone, ale nigdy nie zdarzyło się, przynajmniej w nowszej historii Sri Lanki, aby ktoś specjalnie podczas mszy świętej wysadzał bomby dodał.