Droga do szpitala zajmowała 20 minut, teraz - 6 godzin. W Jemenie zabijają nie tylko bomby

- Jeszcze niedawno nikt nie mówił o Jemenie. Gdy powiedziałam znajomym dokąd jadę, to nawet nie wiedzieli, gdzie jest ten kraj i co się tam dzieje - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Cristina Ceroli z Lekarzy bez Granic. Opisuje pracę w szpitalu trzy kilometry od linii frontu.

Nikt nie wie, ile osób zginęło w wojnie w Jemenie. Statystyki mówią o kilkudziesięciu tysiącach zabitych w wyniku walk i bombardowań, w tym prawie siedmiu tysiącach cywilów. Jednak według szacunków zapaść opieki zdrowotnej, rozprzestrzenianie się cholery i innych chorób zakaźnych oraz klęska głodu przyczyniły się do śmierci nawet 85 tys. dzieci od początku wojny.

Pomimo prób rozmów pokojowych wojna trwa - w marcu minęły cztery lata od jej wybuchu. M.in. ze względu na nałożoną przez Arabię Saudyjską blokadę portów i lotnisk bardzo ograniczone są możliwości dostarczania pomocy humanitarnej i w ogóle żywności. Praca organizacji humanitarnych jest utrudniona i niebezpieczna. Jednak na na miejscu działają m.in. Lekarze bez Granic, z którymi współpracuje Polska Misja Medyczna

Gazeta.pl rozmawiała z pochodzącą z Włoch położną Cristiną Ceroli. Pracuje ona dla Lekarzy bez Granic od dwóch lat, wcześniej była na misjach w Sudanie Płd., Iraku, Bangladeszu, a od kwietnia do września 2018 roku - w Jemenie. Pracowała w mieście Taizz na południu kraju. Większość miasta jest pod kontrolą sił prezydenta Abd Rabbuha Mansur Hadiego, jednak na obrzeżach przebiega linia frontu, za którą jest terytorium rebeliantów Huti.

Patryk Strzałkowski, Gazeta.pl: Życie mieszkańców Jemenu już przed wojną było trudne, ale cztery lata konfliktu pogłębiły istniejące problemy. Co w tym czasie zmieniło się na gorsze?

Cristina Ceroli: Nawet przed wybuchem wojny Jemen był jednym najuboższych państw Bliskiego Wschodu. System opieki zdrowotnej składał się z części publicznej i prywatnej. Liczba szpitali była wystarczająca, a ludzi raczej było stać na leczenie. Przez wojnę wiele z placówek zostało zamkniętych, niektóre szpitale zbombardowano. Pracownicy opieki zdrowotnej nie dostają pensji i cały system jest w stanie rozpadu.

Jakie są tego efekty?

Ludzie nie dostają szczepionek, dostarczanie jedzenia zagrożonym śmiercią głodową jest bardziej skomplikowane. Pojawiły się choroby, których od dawna nie było w Jemenie: cholera z powodu braku higieny i ograniczonego dostępu do urządzeń sanitarnych; błonica z powodu braku szczepień. Ostatni przypadek błonicy w Jemenie przed wojną odnotowano w 1992 roku. Ale teraz, przez wojnę, bardzo niewiele dzieci jest szczepionych i takie choroby wracają.

Leczenie takich pacjentów musi być wyzwaniem - błonica czy cholera to choroby, z którymi lekarz w Europie mógł nigdy nie mieć styczności.

Jak pewnie się domyślasz, nie jest to łatwe. Ale w Lekarzach bez Granic zawsze możemy zapytać współpracowników, którzy są ekspertami w danej dziecinie. Gdy pracuje się w terenie dotkniętym wojną lub masowym wysiedleniem, spodziewamy się, że pojawią się takie choroby i wiadomo, że trzeba się na to przygotować. Poza tym po kilku misjach nabiera się doświadczenia. Pomocni są także lokalni pracownicy, którzy mają większe doświadczenie z takimi przypadkami.

Czy w Jemenie brakuje także samych lekarzy?

Wiele szpitali jest zniszczonych i choć są tu dobrze wykształceni jemeńscy lekarze i pielęgniarki, to nie mają gdzie lub za co pracować. Zaczyna też brakować specjalistów, ponieważ zamknięto uniwersytety i lekarze nie mogli kontynuować specjalizacji. Za kilka lat takich potrzebnych specjalistów nie przybędzie.

Jak odbija się to na życiu zwykłych ludzi?

Taizz, gdzie pracowałam, to trzecie największe miasto Jemenu. Jest podzielone linią frontu. Ja pracowałam w części kontrolowanej przez rebeliantów. Wszystkie duże, publiczne szpitale znajdują się po drugiej stronie. Przed wojną dojazd z mojej dzielnicy do szpitala w centrum zająłby 20 minut. Teraz ludzie muszą jechać naokoło i potrzebują na to sześciu godzin. Wielu mieszkańców opuściło centrum, które jest bardziej niebezpieczne i nie mają dostępu do tych szpitali, z których korzystali wcześniej.

Są prywatne przychodnie, ale wiele osób nie pracuje lub robi to tylko dorywczo. Nie stać ich na leczenie tam, na dojazd, na opiekę. My byliśmy jedyną placówką w dużym obszarze, która zapewniała bezpłatną opiekę dla kobiet w ciąży i młodych matek. Ludzie jechali nawet po sześć godzin, czasem z oddalonej o 200 km stolicy, by kobiety mogły za darmo urodzić w naszej przychodni. Dojazd był tańszy, niż opłata w prywatnej placówce.

To musi być groźne dla kobiet w zaawansowanej ciąży.

Tak, czasem docierają do nas bardzo późno. Bywa, że za późno. Raz przyjechała do nas kobieta z górskiej wsi. Tak, jak wiele innych Jemenek urodziła w domu ze względu na koszty i trudny dostęp do szpitali. Pojawiły się komplikacje. Zanim rodzina podjęła decyzję, zdobyła pieniądze i dojechała do nas, minęły dwa dni. Gdy przyjechała do szpitala, okazało się, że wciąż nie doszło do porodu łożyska. Była w stanie krytycznym. Nie mogliśmy już nic dla niej zrobić. Kobieta zmarła.

Jakie są jeszcze zagrożenia dla kobiet?

Są przypadki małżeństw i ciąży w bardzo młodym wieku, porodów w domu. Z powodu wojny pogarsza się też poziom planowania rodziny. Byliśmy jedną z nielicznych placówek, które zapewniały dostęp do antykoncepcji.

Jednym z najgorszych aspektów wojny w Jemenie jest wywołany nią głód. Czy w twoim szpitalu ratowaliście głodujące dzieci?

Funkcjonował tam cały oddział leczenia niedożywienia i przyjmowaliśmy tam wiele dzieci. Rzadziej zdarzały się cierpiące z powodu głodu dorosłe osoby.

Przyjmowaliście też rannych?

Nasz szpital był trzy kilometry od linii frontu, jednak ten odcinek nie był bardzo aktywny. Mieliśmy punkt udzielania pierwszej pomocy rannym w walkach, ale nie było ich wielu. Gdy pracowałam w Jemenie cięższe walki trwały w innych rejonach kraju.

Ze względu na toczące się bitwy, podział i blokadę kraju dostęp pomocy humanitarnej do Jemenu jest utrudniony. Czy to problem także dla Lekarzy bez Granic?

Jemen to strefa wojny, oczywiście jest tam trudno się dostać. Są różne strony, z którymi trzeba się porozumieć, kraj jest podzielony. Nie można tam po prostu polecieć, potrzebne są specjalne pozwolenia, uzyskanie wizy jest skomplikowane. Ale jako Lekarze bez Granic szanujemy lokalne zwyczaje i kulturę, sposób ubioru, staramy się pokazać, że nasza praca pomaga ludziom. Ponieważ widzą, że tak jest, to jest nam trochę łatwiej uzyskać dostęp.

Najlepszym, co mogłoby stać się w Jemenie, byłoby zakończenie konfliktu. Jednak dopóki on trwa, co jest najważniejszą rzeczą, jaka może tam pomóc?

Myślę, że to coś, co już się dzieje. Jeszcze niedawno nikt nie mówił o Jemenie. Gdy powiedziałam znajomym dokąd jadę, to nawet nie wiedzieli, gdzie jest ten kraj i co się tam dzieje. Teraz w mediach mówi się więcej o wojnie w Jemenie i myślę, że to bardzo dobrze. To, co dzieje się w Jemenie nie powinno być niezauważone. To może wywrzeć presję na tych, którzy są w stanie zmienić sytuację i zachęcić ludzi, by wspierali pomoc w Jemenie. Myślę, że to najlepsze, co może się stać - zaraz po zakończeniu wojny.

Wojna zniszczyła kraj i odcisnęła swoje piękno na społeczeństwie. Jak dużo czasu będzie trzeba, by po jej zakończeniu odbudować kraj?

To bardzo trudne pytanie. Wiele zależy od tego, w jakim stanie kraj będzie w momencie zakończenia wojny i co stanie się potem. Niektóre kraje mogą potrzebować mniej pomocy, bo wcześniej były w lepszej sytuacji. Ale zazwyczaj potrzeba lat. Teraz organizacje udzielają pomocy humanitarnej, później potrzebna będzie pomoc rozwojowa. Powoli trzeba będzie odbudować kraj, system opieki zdrowotnej. A część efektów pozostanie na jeszcze dłużej. Niedożywienie u dzieci może pogorszyć ich zdrowie na całe życie, konsekwencje będą dalej odczuwać jako dorośli. Podobnie z edukacją. Teraz wiele dzieci nie chodzi do szkół. Dziś część społeczeństwa jest wyedukowana, ludzie uczyli się w szkołach, na uniwersytetach. Ich dzieci nie mają edukacji, później będzie im trudniej znaleźć dobrą pracę. To będzie wielka strata.

Polska Misja Medyczna współpracuje z Lekarzami bez Granic w Jemenie. Organizacja apeluje o wpłaty i zachęca, by przekazać na rzecz ratowania życia w Jemenie równowartość godziny swojej pracy - kwotę można obliczyć za pomocą kalkulatora godzin na stronie pmm.org.pl. Pomoc można wesprzeć także wpłacając pieniądze na konto nr 62 1240 2294 1111 0000 3718 5444 z dopiskiem: JEMEN.

Zobacz wideo
Więcej o: