Według sondaży exit poll w II turze w wyborach prezydenckich na Ukrainie zmierzą się Wołodymyr Zełeński i Petro Poroszenko. O godz. 20 czasu ukraińskiego zamknięto lokale wyborcze, teraz pozostaje czekać na oficjalne dane z komisji wyborczych.
W poprzednich latach dosyć często pojawiały się wątpliwości co do samego przebiegu plebiscytu, jednak jak mówi w rozmowie z Gazeta.pl Tomasz Lenz, poseł PO, w tym roku takich wątpliwości nie ma. Lenz jest jednym z parlamentarzystów, którzy przebywają na Ukrainie jako obserwatorzy.
To nie jest mój pierwszy raz jako obserwator, po raz pierwszy byłem na Ukrainie w takiej roli, gdy mierzyli się ze sobą Janukowycz i Juszczenko. Wtedy była ogromna liczba naruszeń i sterowanych oszustw. Dzisiaj wszyscy przestrzegają procedur
- mówi Gazeta.pl Lenz.
Poseł wskazuje, że w jego ocenie wybory były "transparentne i przeprowadzono je uczciwie". Zarówno on, jak i inny z delegatów Czesław Mroczek, nie zgłaszali zastrzeżeń - obydwaj obserwowali wybory we Lwowie i okolicach. Dodaje przy tym, że taką opinię wyrażali też inni obserwatorzy, także parlamentarzyści z Ukrainy.
Parlamentarzysta dodaje, że mógł na żywo przyglądać się małej "egzotyczności" ukraińskich wyborów. Różnice względem tych polskich są głównie "kosmetyczne", ponieważ tuż po otwarciu lokali wyborczych członkowie komisji razem z pierwszymi głosującymi wspólnie odśpiewują hymn Ukrainy.
Co do samych członków komisji wyborczych - kobiety przebierają się w ludowe stroje, więc ten narodowy element, zwłaszcza poza dużymi miastami, jest mocno podkreślany. Ostatnim z "dodatków" jest dyplom, otrzymywany przez osoby, które po raz pierwszy oddawały głos w wyborach.
Tu zdjęcie ze wspomnianej przez Lenza tradycji, czyli wspólnego odśpiewywania hymnu w komisji:
Wybory prezydenckie na Ukrainie Tomasz Lenz