Film, z którym Pentagon próbował walczyć. Śmierć, haszysz, strach, marihuana i marines

Na oficjalnych relacjach z wojny w Afganistanie takich scen nie ma. Tam odważni żołnierze strzelają w dal, dzielnie ratują rannych kolegów i mówią do kamery tak, jakby to, co robią, miało sens. W tym filmie jest inaczej. Powstał z nagrań, które wojskowy reporter zrobił nieoficjalnie. Pokazuje, jak naprawdę wygląda wojna i dlatego wojsko próbowało z nim walczyć.

"Combat Obscura" nie jest wyświetlany w normalnych kinach i raczej nie trafi do telewizji. To półamatorska produkcja, bardzo daleka od hollywoodzkich filmów wojennych przyciągających przed ekrany miliony. Nie jest to też stereotypowy film dokumentalny, gdzie rozprawia się o przebiegu bitw, maluje strzałki na mapie i porównuje liczby zabitych.

Eksplozji jest bardzo mało. Strzelania w sumie też niewiele. Fabuły właściwie nie ma. Nie ma też wyrazistych bohaterów. Jest za to sporo nudy i narkotyków, przerywanych frustracją, strachem i śmiercią.

Wstępujesz do Marines i myślisz, że to sami świetni goście, robiący dobre rzeczy, nieprzeklinający i tak dalej. A tak naprawdę Marines to banda najbardziej pojeb...ych ludzi, jakich poznałem. Takich jak ja.
Zobacz wideo

Nagrania wykonanie po godzinach 

Bohaterami są po prostu żołnierze 1. batalionu, 6. regimentu Korpusu Piechoty Morskiej. Miejsce akcji to dystrykt Kajaki w prowincji Helmad na południu Afganistanu. Tam talibowie i rebelianci zawsze byli i nadal są bardzo silni. Zapomniany przez Boga i ludzi obszar pustynnych gór, przeciętych zieloną doliną rzeki Helmad. To tam, wśród niewielkich wiosek, rozrzuconych samotnie objeść, zagajników i pól uprawnych, większość czasu spędzają Amerykanie.

Jednym z nich jest 21-letni kapral Miles Lagoze. Co do zasady jest zwykłym marine i nie odróżnia się od kolegów. Został do nich jednak nadprogramowo dołączony i ma dodatkowe zadanie: nagrywać wydarzenia na froncie. Wojsko USA dba o odpowiednią propagandę i promocję w nowoczesnym duchu, więc do zwykłych oddziałów dołącza dodatkowo przeszkolonych ludzi z aparatem, kamerą i dyktafonem. Mają rejestrować to, co się dzieje wokół nich, przeprowadzać krótkie wywiady z kolegami i przygotowywać relacje z walk.

Czasem to, co zarejestrują, trafia do mediów w USA. Czasem do materiałów promocyjnych wojska. Czasem jest zapisywane w przepastnym cyfrowym archiwum Pentagonu, aby można było to wykorzystać później. Zdecydowana większość nagrań nie jest jednak do niczego używana. Zostają na dysku laptopa żołnierza-fotoreportera. Tak było też w wypadku Lagoze'a. Zwłaszcza że nagrywał znacznie więcej, niż oczekiwali przełożeni.

Kilka lat po powrocie do USA uznał, że powinien coś zrobić z godzinami materiałów zalegających na dysku jego starego laptopa. Zgromadził tam dodatkowo nagrania innego wojskowego fotoreportera oraz to, co zarejestrowały kamerki na hełmach kolegów z oddziału.

- Afganistan nie był biało-czarny. Było śmiesznie, było dziwnie, było przerażająco i wydaje mi się, że móc pokazać to w pełnej krasie to najlepsze, co można zrobić. Wszechogarniający absurd tej sytuacji przyćmiewa każde próby tłumaczenia tego, co tam się działo - mówił portalowi "Task&Purpose".

Misja bez sensu 

Idąc tym tokiem myślenia Lagoze nie silił się na tłumaczenie tego, co widać na ekranie. Podczas nieco ponad godziny filmu nie odzywa się żaden narrator. Mówią tylko nagrani w 2011 roku żołnierze, a przed oczami widza przewija się obraz wojny taka, jaka ona była i jest. Zupełnie inna niż w "Czterech pancernych i psie" czy "Szeregowcu Rayanie".

Absurd i frustrację towarzyszące żołnierzom wysłanym do takich miejsc jak Afganistan i Irak dobrze pokazuje scena, kiedy Amerykanie wkraczają do jednej z małych wiosek w dolinie rzeki Helmad. Kilka obejść ulepionych z gliny, ukrytych wśród niewielkich drzew. Marines mają za zadanie znaleźć "ważnego taliba", który podobno akurat jest w wiosce.

Spędzają cały dzień na trzymaniu na muszce wszystkich kilkunastu mężczyzn, których udało się znaleźć. Jednego po drugim przeszukują i sprawdzają. Wszystko w napięciu, strachu przed zasadzką i bombami pułapkami. Przy wrogim nastawieniu miejscowych oderwanych od swoich spraw przez bandę przybyłych zza oceanu młodych chłopaków, których większość w swoim kraju nawet piwa by nie mogła kupić, bo nie mają 21 lat. Obie strony nie rozumieją się i nie szanują się.

Wszystko kończy się już dobrze po zmroku, kiedy dowództwo poprzez radio nakazuje puścić wolno wszystkich mężczyzn, bo chyba jednak wywiad się pomylił. Nie ma wśród nich rzeczonego ważnego taliba. Między Amerykanami wywiązuje się dyskusja:

- K... panie poruczniku, czy oni nie będą teraz na nas wkur...?
- K..., no ja myślę. Ja bym na ich miejscu był.

Narkotyki wszędzie dookoła 

Po takim dniu Amerykanie wracają do swojego ufortyfikowanego obozowiska, gdzie jakoś muszą dać upust emocjom. I robią to tak jak wszyscy młodzi ludzie na świecie. Przy pomocy używek. No a że wojsko alkoholu im nie daje, to sami sobie organizują coś, co jest masowo dostępne na miejscu: marihuana i haszysz. Afganistan to narkotykowe zagłębie Eurazji. Podczas patroli marines często przedzierają się przez wielkie krzaki konopi indyjskich, a nastolatkowie w wioskach za papierosy sprzedają im na garście kryształy haszyszu. Trudno oprzeć się pokusie.

Choć formalnie branie narkotyków jest surowo zakazane i wojsko USA się zarzeka, że pokazane w filmie sceny nie pokazują normalnego zachowania większości żołnierzy, to fakt jest taki, iż były i są one powszechne. Marines palą skręty nawet na patrolach, leżąc w jakimś zagłębieniu terenu z bronią, pociągają machy i dowcipkują. W bazie wieczorami wygłupiają się, wyraźnie będąc pod wpływem i mówią o tym, co myślą o swojej sytuacji. Tak naprawdę, a nie na potrzeby oficjalnych materiałów propagandowych rejestrowanych przez Lagoze'a w ciągu dnia.

Strzelanina to najlepsze źródło adrenaliny. Gdyby połączyć skok ze spadochronem i seks, to by się może zbliżyło.

Kadr z filmu 'Combat Obscura'Kadr z filmu 'Combat Obscura' Fot. materiały prasowe

Sklepikarz, któremu pocisk w brzuchu "zje... dzień" 

Na brak zastrzyków wspomnianej adrenaliny żołnierze nie mogą jednak narzekać. Choć gdyby to od nich zależało, to woleliby poprzestać na narkotykach. W jednym z zaskakujących ataków na ich bazę sam Lagoze zostaje ranny. Przeciwnika nigdy nie widział. Rebelianci podczołgali się do pieczar na zboczu górskim nad ich bazą i niespodziewanie otworzyli ogień. Odłamek granatu ranił go w głowę. Kolega obok został poważniej ranny i musiał zostać zabrany śmigłowcem. To jedno doświadczenie wystarcza Lagoze'owi, który na czas opatrywania rany zamienia się miejscami z kolegą, biorącym jego kamerę.

- Nie chce więcej walki. Tyle mi wystarczy.
- Gotowy wracać do domu, co?
- Tia.
- Strach obleciał?
- No. Nie myślałem, że podejdą tak blisko, tuż do bazy.

Autor filmu 'Combat Obscura' opatrywany po zranieniu odłamkiem w głowęAutor filmu 'Combat Obscura' opatrywany po zranieniu odłamkiem w głowę Fot. materiały prasowe

W drugą stronę - Amerykanie nie przejmują się specjalnie losem miejscowych. Choć często dowcipkują i bawią się z dziećmi, to kiedy indziej potrafią do nich mierzyć z broni. Teoretycznie mają dbać o miejscowych i chronić ich przed talibami, jednak faktycznie mają poważny problem, aby odróżnić jednych od drugich. Bo w praktyce miejscowi to talibowie (Amerykanie powszechnie stosują to określenie, choć nie wszyscy afgańscy rebelianci to talibowie) i na odwrót.

- Ci goście zawsze trzymają się w kupie. Ci tutaj pewnie nie są źli. No ale kiedy zabijamy tych, którzy do nas strzelają, to widzimy takich samych gostków w takich samych ciuchach - mówi jeden z żołnierzy, podczas rewizji grupy miejscowych mężczyzn.

W filmie są sceny, kiedy Amerykanie, trzymając na muszce podejrzanego według nich mężczyznę, każą mu się rozebrać do naga na środku pola, bojąc się ukrytej broni. Kiedy indziej bomby zrzucone przez samolot trafiają nie ten dom co trzeba, zamieniając jakieś gospodarstwo w kupę gruzu. Nie wiadomo, czy ktoś zginął. Są też sceny, kiedy amerykański snajper po długich dywagacjach i uzyskaniu zgody dowództwa strzela do mężczyzny, który ma być talibem i "stać na czatach". Kiedy dochodzą do ciała, okazuje się, że to miejscowy sklepikarz, który stał przed swoim kramem.

 - Siema chłopie, jak twój dzień? Chyba trochę się zje... - mówi do trupa jeden z Amerykanów. Chwile później będący z nimi na patrolu afgańscy żołnierze sugerują, żeby ciało ukryć, "bo ten widok nie spodoba się miejscowym".

Film kończy długa i przejmująca scena, kiedy jeden z marines zostaje trafiony w głowę i jego koledzy starają się jak najszybciej ewakuować go pod ostrzałem. Śmigłowiec medyczny za pierwszym razem przerywa lądowanie i muszą biec z ciężko rannym przerzuconym przez ramię, któremu z głowy leje się strużka krwi, do bezpieczniejszego lądowiska. Mundury kilku z nich w międzyczasie stają się całe czerwone od życia wyciekającego z kumpla, z którym dopiero co przed chwilą dowcipkowali i palili skręta. Wyraz ich twarzy, kiedy wreszcie wracają do bazy, mówią wiele o tym, czym jest wojna.

"Pewne rzeczy powinniśmy zachować dla siebie"

Pokazywanie takich scen ściągnęło na Lagoze'a dużo krytyki. Nie tylko oficjalnej ze strony wojska, które woli pokazywać wyidealizowany obraz wojny. Zestawienie "Combata Obscura" z filmikami rekrutacyjnymi Korpusu Piechoty Morskiej to niebo a piekło. Dość powiedzieć, że jeden z nich wyglądał tak:

 

To naprawdę oficjalny materiał promocyjny. Naprawdę jest tam smok i siekący go mieczem heros, który następnie magicznie się zamienia w żołnierza Korpusu Piechoty Morskiej (USMC) w nienagannym paradnym mundurze. W podobnym stylu w latach 80. korpus reklamował się przy pomocy rycerza, który pasowany przez króla również magicznie się zmieniał w marine. To akurat przykłady ekstremalne, jednak standardem jest to, że w relacjach z Afganistanu nie można pokazywać żołnierzy niebędących w pełnym regulaminowym rynsztunku. Zawsze muszą wyglądać bojowo i przepisowo. Nie wspominając o pokazywaniu umierających, zabitych czy omyłkowo zbombardowanych domach.

Pentagon początkowo zastanawiał się, czy nie pójść do sądu i nie oskarżyć Lagoze'a o zawłaszczenie nagrań, które wykonał przy pomocy sprzętu USMC. W końcu zdecydowano, że nie warto. Nie będzie też ścigania widocznych na nagraniu żołnierzy za branie narkotyków, bo już jest na to za późno. Wszyscy i tak już odeszli ze służby.

Pomimo tego część samych marines jest zirytowana filmem Lagoze'a. Na forach internetowych nie ma głosów o tym, że film coś przekłamuje, czy źle pokazuje. Chodzi o to, że w ocenie żołnierzy pewnych rzeczy lepiej nie pokazywać.

- Uczę się teraz na jednym z największych uniwersytetów w Teksasie. Prawie nie ma tu weteranów, a ex-marines jest jeszcze mniej. Jestem w pełni za tym, żeby pokazywać ludziom jak naprawdę to tam wygląda, ale kurde... Nie podoba mi się to, że znalazłem się w sytuacji, kiedy muszę próbować tłumaczyć się z pewnych co bardziej kontrowersyjnych momentów pokazanych w tym filmie. Moim zdaniem pewne rzeczy powinniśmy zachować dla siebie, bo cholernie trudno je zrozumieć, jeśli się tam nie było - napisał w dyskusji o filmie na forum marines osobnik przedstawiający się jako weteran USMC.

 - W każdej chwili coś ci może urwać nogę albo odstrzelić głowę. Jak można w tak poje... sytuacji jak ta w Afganistanie oczekiwać od 19-letnich dzieciaków, że będą superżołnierzami i krystalicznymi ludźmi? Można ich krytykować, ale kto tak naprawdę tym rządzi? Czy ktoś w ogóle pomyślał, czy to, co tam robimy, ma jakiś sens? - odpowiada na zarzuty Lagoze.

Kadr z filmu 'Combat Obscura'Kadr z filmu 'Combat Obscura' Fot. materiały prasowe

Prawdziwa twarz wojny 

"Combat Obscura" można kupić na stronie filmu oraz na Vimeo. Nie należy się go spodziewać w kinach. Nawet w USA jest pokazywany w nielicznych kinach studyjnych.

Inny film podobnie pokazujący realistyczne oblicze wojny w Afganistanie to "Restrepo", który osobom zainteresowanym tematem zdecydowanie warto polecić. Jest on jednak znacznie bardziej ułagodzony niż "Combat Obscura". Materiał do niego nagrywał cywilny fotoreporter, przed którym żołnierze nie otwierali się tak bardzo jak przed Lagoze'em, będącym jednym z nich. Co więcej, "Restrepo" powstał we współpracy z wojskiem.

Inny wart zobaczenia film na temat tego, jak wyglądała wojna w Afganistanie, to dokument pod wymownym tytułem "Tak wygląda zwycięstwo". Nakręcono go również w prowincji Helmad około roku po tym, jak Lagoze wrócił do USA. Fotoreporter magazynu "Vice" pokazuje wszechobecny rozkład afgańskich służb bezpieczeństwa, masową korupcję, nadużywanie narkotyków, pedofilię, rozkradanie pomocy z zagranicy, nędzę i próbujących cokolwiek z tym zrobić Amerykanów, którzy teoretycznie mieli przygotować Afgańczyków do wzięcia odpowiedzialności za swój kraj. Cały film można zobaczyć na Youtube.

 

Obraz wyłaniający się z takich filmów jest innym, niż ten z oficjalnych komunikatów, według których w Afganistanie nieustannie są "czynione postępy". Owe postępy są już czynione od 19 lat. Jak zwracają uwagę Amerykanie, dzisiaj na wojnę w tym upadłym państwie może już pojechać syn żołnierza, który był tam na samym początku, w 2001 roku. Od tego czasu zginęło tam już 3,5 tysiąca zagranicznych żołnierzy (w tym 44 Polaków), oraz bliżej nieokreślona liczba Afgańczyków, szacowana na około 150 tysięcy zabitych żołnierzy i policjantów, rebeliantów oraz cywilów.

Więcej o: