Oficjalnie wiadomo o ponad 80 ofiarach, ale według władz nawet tysiąc osób mogło zginąć po przejściu cyklony w Mozambiku. Idai uderzył kilka dni temu w wybrzeże kraju i dokonał największych zniszczeń w liczącym pół miliona mieszkańców mieście Beira. Nawet 90 proc. miasta mogło zostać zalane i zniszczone.
Idai był najsilniejszym cyklonem, jaki uderzył w Mozambik od ponad 10 lat. Wiatr osiągał prędkość 205 km/h, a w porywach nawet 280 km/h. CNN podaje, że ludzie ginęli od porwanych przez wiatr odłamków i fragmentów dachów.
- Porwane przez wiatr kawałki blachy odcinały ludziom głowy. Jest bardzo źle, cześć ludzi jest w szpitalu. Nie mamy żadnej pomocy. Robi się coraz gorzej, jemy kiepsko, śpimy kiepsko, nie mamy domów - mówił mieszkaniec miasta Beira. Inni mieszkańcy relacjonowali, że wiatr zrywał dachy lub że domy waliły się, wiążąc ich pod gruzami. Ludzi porywała wezbrana woda.
Prezydent Mozambiku Filipe Nyusi powiedział, że kraj mierzy się z "prawdziwą katastrofą humanitarną na wielką skalę". Relacjonował, że woda w wezbranych rzekach zniszczyła tamy i zalała całe wsie. Mówił, że w wodzie widać pływające ciała.
Skala zniszczeń w Beirii i regionie oznacza, że dziesiątki tysięcy ludzi mogło stracić dach nad głową. Wciąż trwają akcje poszukiwawcze i ratunkowe. Ludzie są uwięzieni w zalanych terenach.
Sytuacja może jeszcze pogarszać się w kolejnych dniach. Możliwe są dalsze ulewy, wzmagające powódź i utrudniające dostarczanie pomocy. Na terenach zniszczonych przez cyklon nie ma elektryczności i komunikacji. Władze ostrzegają przed wybuchem ognisko chorób, szczególnie tych przenoszonych przez wodę.