W Mozambiku mogło zginąć nawet tysiąc osób. Takie dane podaje prezydent tego afrykańskiego kraju, Filipe Nyusi. Według oficjalnych danych zginęło ponad 80 osób, a 200 jest uznawanych za zaginione. Jednak wiele miejsc jest niedostępnych dla służb i pomocy humanitarnej. Przez Mozambik przetoczył się cyklon Idai, największy tego typu kataklizm w regionie od wielu lat.
Kataklizm rozpoczął się w czwartek, a jego epicentrum to portowe miasto Beira. Wiatr wiał tam z prędkością niemal 180 km/h. Dopiero w niedzielę na miejsce udało się dotrzeć pierwszym ekipom ratunkowym, do miasta przyleciał też prezydent Mozambiku. To właśnie on poinformował, że ofiar cyklonu może być znacznie więcej.
Przedstawiciele Międzynarodowego Czerwonego Krzyża (MKCK) informowali, że sytuacja na miejscu jest dramatyczna, a ludzie byli nierzadko ściągani z drzew. Całe połacie terenu w mieście Beira są teraz pod wodą, a wiele domów pozbawionych jest dachów i ścian. W mieście i jego okolicach nie ma elektryczności, a linie telekomunikacyjne został zniszczone. Ucierpiał też największy szpital w mieście.
MKCK ocenia, że skala zniszczeń w Beirii - mieście liczącym 520 tys. mieszkańców, nieco mniej mieszkańców niż Poznań - jest "ogromna i przerażająca". Zalane i zniszczone jest nawet 90 proc. czwartego największego miasta Mozambiku.
Kataklizm dotknął też sąsiednie kraje. W Zimbabwe zginęło co najmniej 98 osób, a w Malawi 122 osoby.