W najbliższy wtorek członkowie Izby Gmin mają zdecydować, czy zatwierdzą drugą wersję porozumienia brexitowego z Unią, o co zabiega szefowa rządu Theresa May.
Sporną kwestią wciąż pozostaje tzw. irlandzki bezpiecznik, czyli zapisy w umowie brexitowej dotyczące przyszłej granicy między należącą do UE Irlandią i brytyjską Irlandią Północną. Jego wprowadzenie oznaczałoby m.in., że Zjednoczone Królestwo docelowo znalazłoby się w unii celnej z europejską wspólnotą, czego nie chcą zwolennicy brexitu. Unia nie zamierza zgodzić się na prośby Londynu o wprowadzenie modyfikacji.
Poprzednią wersję umowy posłowie odrzucili większością ponad 200 głosów. Jeśli Izba Gmin i tym razem powie "nie", będą dwa następne głosowania, również w przyszłym tygodniu. Pierwsze nad odrzuceniem twardego brexitu, drugie nad przełożeniem brexitu na później.
- Możemy nie opuścić Unii przez wiele miesięcy. Możemy wyjść z niej bez gwarancji zapisanych w umowie o jej opuszczeniu. Możemy też nie opuścić jej nigdy. Jedyną pewną rzeczą będzie trwająca niepewność - mówiła w ostatnich dniach premier Theresa May.
Jak stwierdził przewodniczący Parlamentu Europejskiego Antonio Tajani w rozmowie z niemiecką grupą medialną Funke, twardy brexit, bez przegłosowanej umowy, byłby "katastrofą" dla brytyjskiej ekonomii.
- Jestem przekonany, że data wyjścia Wielkiej Brytanii z UE może być opóźniona maksymalnie o kilka tygodni, najwyżej do początku lipca
- powiedział, cytowany przez agencję Reuters.
Zjednoczone Królestwo ma według dotychczasowych planów opuścić Unię Europejską w nocy z 29 na 30 marca.