Kolumbijskie władze potwierdziły dezercję około 160 policjantów i żołnierzy armii Wenezueli. Na ten weekend opozycja zapowiadała próby wpuszczenia do kraju zagranicznej pomocy humanitarnej. Na granicach z Kolumbią i Brazylią doszło do protestów i starć. Od ran postrzałowych zginęły 2 osoby, w tym 14-latek. Ponad 300 osób zostało rannych.
Do walk z siłami bezpieczeństwa doszło między innymi w mieście Santa Elena de Uairen. Na granicy kolumbijsko-wenezuelskiej podpalono ciężarówkę wyładowaną pomocą humanitarną, m.in. lekami. Co najmniej dwie inne ciężarówki z żywnością i lekarstwami zawróciły do Kolumbii. Wcześniej prezydent Nicolas Maduro rozkazał zamknąć granicę i nie wpuszczać konwojów z pomocą. Oskarżał USA, że są one przykrywką do interwencji wojskowej.
Po zapowiadanej od dawna przez opozycję i jej lidera, Juana Guaido, akcji wpuszczania pomocy humanitarnej część komentatorów spodziewała się przełomu w kryzysie. Miała ona podważyć władzę Maduro - gdyby wbrew rozkazom wojsko wpuściło konwejer, pokazałoby to, że jego władza jest krucha. Tak się jednak nie stało.
Teraz w Wenezueli sytuacja to "groźny pat" - opisuje Bloomberg.com. Cytowany przez serwis ekspert mówi, że z jednej strony reżim Nicolasa Maduro posunął się do użycia siły wobec protestujących, co może mu zaszkodzić. Z drugiej strony Guaido nie udało się umożliwić wwiezienia pomocy humanitarnej i nie doszło do masowego wypowiedzenia posłuszeństwa przez armię.
Sekretarz stanu USA Mike Pompeo zapewnia, że w związku z przemocą na granicach Wenezueli Stany Zjednoczone "podejmą działania", jednak nie określił, jakie konkretnie. Na dziś Pompeo oraz wiceprezydent USA Mike Pence planuje spotkanie z liderem wenezuelskiej opozycji Juanem Guaido. Ma do niego dojść w stolicy Kolumbii, Bogocie. Tymczasem Nicolas Maduro poinformował o zerwaniu stosunków dyplomatycznych i wszelkich relacji politycznych z Kolumbią, zarzucając jej wspieranie przewodniczącego zgromadzenia narodowego Juana Guaido.
Wcześniej lider opozycji Juan Guaido zaapelował do społeczności międzynarodowej, aby "rozważyła wszelkie środki", by odsunąć od władzy prezydenta Nicolasa Maduro.
Ruch Guaido jest opisywany jako ryzykowny. Choć jest szefem zgromadzenia narodowego i opozycja uważa go za prawowitego prezydenta tymczasowego, to praktycznie nie ma władzy w kraju. Nie wiadomo, czy uda mu się bez problemów wrócić do Wenezueli po wizycie w Kolumbii. Amerykański urzędnik, cytowany przez agencję AP anonimowo, zapowiedział, że wiceprezydent ma ogłosić w Kolumbii "jasne działania" ws. kryzysu. Wcześniej amerykańska administracja, w tym prezydent Donald Trump, mówiła, że "wszystkie opcje są na stole".
Nicolas Maduro został zaprzysiężony na drugą kadencję 10 stycznia. Wygrał wybory, w których nie wzięła udziału część opozycji, a społeczność międzynarodowa uznała głosowanie za sfałszowane. 23 stycznia opozycjonista Juan Guaido ogłosił się tymczasowym prezydentem państwa i uznał rządy Nicolasa Maduro za nielegalne.
Juana Guaido poparło i uznało za tymczasowego prezydenta Wenezueli 50 państw - między innymi Stany Zjednoczone, Kanada, Izrael, Australia, Polska oraz większość państw Ameryki Łacińskiej. Nicolasa Maduro za prawowitego prezydenta wciąż uważają m.in. Rosja, Kuba i Chiny.
Wenezuela od kilku lat przeżywa kryzys polityczny i gospodarczy. Z jego powodu od 2015 roku z kraju uciekło co najmniej 2,7 miliona osób.