Kryzys w Wenezueli narasta. W nocy z czwartku na piątek polskiego czasu mieszkańcy miejscowości Kumarakapai na południu kraju próbowali przeszkodzić w zamknięciu granicy z Brazylią, przez którą miała zostać dostarczona pomoc humanitarna. Przeciwko cywilom wysłano opancerzone wozy, a wojsko otworzyło w ich stronę ogień.
W rezultacie kilkanaście osób jest rannych, w tym trzy ciężko. Jedna jest w stanie krytycznym. Przynajmniej jedna osoba zginęła.
O zamknięciu granicy z Brazylią zdecydował w czwartek Nicolas Maduro. Chciał w ten sposób zapobiec dostarczeniu Wenezuelczykom zapowiedzianej przez Brazylię pomocy humanitarnej. Granica została zablokowana o 1.00 w nocy czasu polskiego do odwołania.
Nicolas Maduro rozważa również zamknięcie granicy z Kolumbią. Polityk uważa, że gromadzenie pomocy humanitarnej w położonym przy granicy kolumbijsko-wenezuelskiej mieście Cucuta, jest "prowokacją" i działaniem opozycji wymierzonym w odebranie mu władzy. Byłby to już drugi raz, kiedy Nicolas Madura zdecydowałby się na taki krok - na początku lutego również zablokował granicę z Kolumbią, aby uniemożliwić transport pomocy humanitarnej.
Wydarzenia na granicy z Brazylią skomentował Juan Guaido, który 23 stycznia ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli, i którego poparły m.in. Stany Zjednoczone, Kanada, Australia czy Izrael.
"Nasze myśli są z osobami, które ucierpiały. Ta zbrodnia nie pozostanie bezkarna" - napisał na Twitterze.