Do wydarzenia doszło 30 stycznia po godzinie 16 w okolicach czeskiej Ostrawy. Grupa Polaków wracała z Niemiec do Polski autostradą D1. Ich samochód został zatrzymany wraz z grupą innych pojazdów przez nieoznakowany radiowóz za przekroczenie prędkości. W tym miejscu można było jechać maksymalnie 80 km/godz.
Do samochodu podszedł policjant, który dobrze mówił po polsku. Mężczyzna domagał się od Polaków łapówki. Nie wiedział jednak, że samochodowa kamera jest włączona i wszystko nagrywa, łącznie z dźwiękiem.
Najpierw funkcjonariusz poinformował Polaków, że za przekroczenie prędkości grozi im do 25 tys. koron mandatu (4,2 tys. zł) oraz odebranie prawa jazdy na rok. Zdziwiony kierowca zapytał, czy może być tylko pouczenie, próbował tłumaczyć się, że przejechał już 3 tys. km, że ma do domu na Podkarpaciu jeszcze daleko i dlatego się śpieszył.
- Co mam z wami zrobić? Pieniądze macie? Nie wiem, jak to teraz zrobić? Mam to napisać czy jak to zrobimy? - zapytał policjant. - Ile? - odpowiedział Polak, na co funkcjonariusz powiedział "200 euro". Kierowca po raz drugi zapytał, czy może być pouczenie, policjant był jednak nieugięty: "Nie. To jak, macie pieniądze, czy jak to mamy zrobić?" - zapytał. - Albo karta kredytowa? - dodał po chwili. Kierowca zaczął sugerować, że 200 euro to za dużo. Zanim skończył zdanie, policjant rzucił: "dobra, to stówa". Polacy zapłacili czeskiemu policjantowi w złotówkach: 400 zł. - Ale uważajcie drugim razem, ja? Żebyście prawa jazdy nie stracili - powiedział na odchodne policjant.
Film z samochodowej kamery trafił na YouTube'a. Czeska Generalna Inspekcja Służb Wewnętrznych zajęła się skorumpowanym policjantem. Rzeczniczka instytucji, kpt. Ivana Ngunenova w rozmowie z czeskim dziennikiem "Denik" poinformowała, że wszczęto postępowanie przeciwko funkcjonariuszowi. Za przekroczenie uprawnień grozi mu do 5 lat więzienia.