Szczyt miał się nie skupiać na jednym kraju. Wiceprezydent USA krytykował na nim tylko Iran [ANALIZA]

Patryk Strzałkowski
Iran jest "największym zagrożeniem", które trzeba konfrontować, a kraje Unii Europejskiej powinny się w tym przyłączyć do USA - taki komunikat płynął ze strony amerykańskiej i izraelskiej na szczycie w Warszawie. Jednak w oficjalnym dokumencie ze szczytu o Iranie nie wspominano.
Zobacz wideo

- Chyba byli na różnych konferencjach - skomentował jeden z dziennikarzy po zakończeniu wystąpień wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a i premiera Mateusza Morawieckiego.

Przemawiali oni mniej więcej w połowie konferencji poświęconej budowaniu pokoju i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie - jak oficjalnie nazywa się warszawski szczyt. Pomimo zapewnień, że chodzi o budowanie pokoju, a nie atak na jeden kraj, Pence w bardzo ostrych słowach mówił na temat Iranu. Z kolei Morawiecki nie wspomniał o tym kraju ani słowem, za to chwalił działanie Polski w zakresie pomocy humanitarnej.

Premier mówił, że Polska jest szeroko zaangażowana w pomoc humanitarną i rozwojową (o tym, że Morawiecki nie zawsze spełnia dotyczące jej deklaracje, pisaliśmy tutaj). Podkreślał, że pomoc humanitarna to działanie doraźne i ostatecznie celem powinno być zapewnienie pokoju i stabilności dla mieszkańców i możliwości bezpiecznego powrotu dla uchodźców. Wyrażał nadzieję, że konferencja pozwoli zbliżyć się rządom państw, które "nie we wszystkim się zgadzają", a rozpoczęte tu procesy będą kontynuowane.

"Iran wzywa do kolejnego Holokaustu"

Ton wystąpienia wiceprezydenta USA był zupełnie inny. Większą część ponad 20-minutowego przemówienia Pence poświęcił Iranowi, który (obok "radykalnego islamskiego terroryzmu) nazwał "największym zagrożeniem na Bliskim Wschodzie". - Wczoraj liderzy z regionu zgodzili się, że największym zagrożeniem dla pokoju i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie jest Islamska Republika Iranu - powiedział.

Antysemityzm nie jest po prostu czymś niewłaściwym, jest złem. Trzeba stawiać mu czoła na każdym kroku. Poza swoją nienawistną retoryką, Iran otwarcie wzywa do kolejnego Holokaustu

- zarzucał wiceprezydent. Mocno krytykował kraje europejskie za próby omijania sankcji USA na Iran i utrzymywania przy życiu porozumienia nuklearnego, w którym Teheran zadeklarował się nie pracować nad bronią nuklearną. - Od czasu tego porozumienia Iran stał się jeszcze bardziej agresywny - mówił Pence. Wezwał kraje Europy, by przyłączyły się do USA w zerwaniu porozumienia i nałożeniu sankcji na Iran. Wspominał o innych problemach regionu, jak terroryzm, jednak nie wymienił żadnego innego kraju z nazwy jako zagrożenia. Także inni przedstawiciele USA mówili wiele na temat Iranu. - Cierpiącymi najdłuższy czas ofiarami irańskiego reżimu są sami Irańczycy - przekonywał w wypowiedzi dla mediów Brian Hook, specjalny przedstawiciel USA ds. Iranu.

Wcześniej sekretarz stanu USA Mike Pompeo zapewniał, że konferencja w Warszawie "nie skupia się na jednym państwie". Jednak wypowiedzi wiceprezydenta Pence'a i premiera Netanjahu zdają się potwierdzać wcześniejsze oceny komentatorów, że Stany Zjednoczone i Izrael starają się zbudować koalicję przeciwko Iranowi i szukają do tego sojuszników.

Na rozdźwięk między premierem a wiceprezydentem zwrócił uwagę Paweł Zalewski. Określił wystąpienie Morawieckiego jako "impotentne" i zarzucił "brak własnej agendy".

Oficjalne efekty szczytu

W spotkaniu w Warszawie brały udział delegacje ponad 60 państw - jednak nie wszystkie potraktowały konferencję jednakowo. Na wysokim szczeblu był reprezentowany Izrael (premier) i USA (wiceprezydent oraz sekretarz stanu). Ministrów wysłały m.in. Wochy, Rumunia i Wielka Brytania, a także Oman. Niemcy wysłali do Warszawy wiceministra, a Francja - dyrektora departamentu z MSZ. Niektóre delegacje, w tym zaproszeni z opóźnieniem Palestyńczycy, odmówili udziału. Zaś Iran nie został zaproszony w ogóle.

To, czy konferencja jest wymierzona w Iran, czy nie, było kwestią dyskusji od momentu ogłoszenia spotkania w Warszawie. Pierwszy poinformował o niej sekretarz Pompeo. Zrobił to w Kairze, gdzie wygłosił też przemówienie ostro uderzające w Iran. On sam, podobnie jak niektóre inne osoby z otoczenia Donalda Trumpa, są znane jako zagorzali przeciwnicy reżimu w Iranie, a nawet zwolennicy interwencji wojskowej w kraju. Później polski MSZ starał się łagodzić wydźwięk konferencji, spotykać ze stroną irańską (choć nie dostała ona zaproszenia) i zapewniać, że szczyt nie jest "antyirański" czy w ogóle wymierzony w jakiś konkretny kraj.

Retoryka ostrej krytyki czy wręcz ataku wobec Iranu była obecna w wielu publicznych wypowiedziach polityków. Jednak, jak podawała "Rzeczpospolita" jeszcze przed oficjalnym zakończeniem spotkania, w projekcie oficjalnego dokumencie ze szczytu słowo "Iran" nawet nie padło.

Na konferencji podsumowującej szczyt także nie padły tak ostre słowa, jak w przemówieniu wiceprezydenta USA. Ale nie obyło się bez odniesień do Iranu. Sekretarz Pompeo mówił, że spotkanie ponad 60 krajów "jest sukcesem samym w sobie". Zwracał uwagę, że zagrożenia z Bliskiego Wschodu rozszerzają się na inne regiony, w tym do Europy i USA. - Nie ukrywamy, że potrzebujemy więcej presji i sankcji na elity Iranu - mówił Pompeo i oceniał, że to pomoc dla zwykłych Irańczyków.

Respektujemy suwerenność każdego narodu, ale chcemy przekonać wszystkich na świecie, by przestali przekazywać pieniądze największemu na świecie sponsorowi terroryzmu

- mówił o Iranie. Zapytany o to, jak ma się do tego kwestia rozmów z Koreą Północną, Pompeo mówił, że to "zupełnie inna sytuacja".

Iran bez zaproszenia "z wiadomych względów"

Minister Czaputowicz chwalił debatę państw arabskich i Izraela w pierwszym dniu szczytu. - Być może to zapowiedź nowego rozdziału stosunków na Bliskim Wschodzie - mówił. Opisywał, że przedstawiciele omówili sytuację bezpieczeństwa w regionie ze szczególnym uwzględnieniem Jemenu i Syrii

Przemówienie wiceprezydenta Pence'a i dyskusja po nim pokazały, że kraje UE podzielają niepokoje USA dot. sytuacji w regionie, także negatywnej roli Iranu

- powiedział i zwracał uwagę, że Unia i USA mają podobną diagnozę sytuacji, ale różnią się co do sposobów działania. Mówił, że przedstawiciele UE wskazywali na pozytywną rolę krytykowanego przez USA porozumienia nuklearnego, a Polska podziela tu stanowisko Unii.

Ale jako Polska widzimy, że problem Bliskiego Wschodu jest tak skomplikowany, że sama UE nie ma takiej politycznej wagi, by go samodzielnie rozwiązać. Dlatego tylko relacje z USA, Kanadą, ze światem demokratycznym przyczynią się do rozwiązania problemów w tym regionie

- powiedział minister. Czaputowicz bronił unijnego mechanizmu, który pozwoli dalej prowadzić interesy w Iranie pomimo sankcji. - Ale ma on raczej znaczenie symboliczne. Obejmuje na razie kwestię lekarstw i artykułów rolnych - mówił.

W odpowiedzi na pytanie o słowa wiceprezydenta USA i premiera Izraela o Iranie Czaputowicz mówił, że "konferencja i jej temat został zbudowany w ten sposób, że przedmiotem dyskusji były problemy horyzontalne". - W wielu tych kwestiach pojawiał się Iran w bardzo negatywnym świetle. I to państwa regionu zdecydowanie określały Iran jako ten czynnik, który wpływa destabilizująco - powiedział Czaputowicz. Pompeo dodał, że "w pokoju nie było nikogo, kto broniłby Iranu". Tyle, że wśród państw regionu były głównie te wrogie Iranowi, a nie partnerskie czy sojusznicze wobec Teheranu.

Nie obiecywaliśmy, że nie będziemy podnosić trudnych dla Iranu kwestii. Nie oznacza to, że Iran jest wykluczony. Oczywiście nie został zaproszony z wiadomych względów, ze względu na swoją postawę, ale nie zamykamy dyskusji z Iranem

- powiedział szef polskiej dyplomacji.

"Historyczne spotkanie". Izrael z państwami Arabskimi

Doradca Donalda Trumpa Jason Greenblatt przytoczył na Twitterze anegdotę, że o tym, w pewnym momencie przestał działać mikrofon premiera Netanjahu, a szef dyplomacji Jemenu pożyczył mu swój mikrofon. "Netanjahu żartował o nowej fazie współpracy jemeńsko-izraelskiej" - napisał Greenblatt.

Ta błaha sytuacja pokazuje jeden z ważnych elementów konferencji, na który zwracali uwagę niektórzy komentatory. Pierwszy raz od dawna do oficjalnych rozmów zasiedli przedstawiciele Izraela i niektórych państw arabskich.

"Po raz pierwszy od niemal 30 lat, czyli Konferencji Madryckiej w 1991 roku, liderzy Izraela i państw arabskich zasiadają do rozmów o wspólnych wyzwaniach na Bliskim Wschodzie. To nie coś, co można zlekceważyć" - napisał izraelski dyplomata Dan Poraz. Także Pompeo i Czaputowicz podczas podsumowania szczytu podkreślali znaczenie tego dialogu. - To historyczne zgromadzenie. Nie ma wątpliwości, że agresja Iranu zbliżyła kraje arabskie i Izrael - mówił sekretarz stanu.

Izrael już od jakiegoś czasu prowadzi nieoficjalne relacje z krajami Zatoki Perskiej. Choć te stosunki są historycznie trudne, to teraz Izrael i Arabia Saudyjska mają wspólnego wroga - Iran. I, choć teoretycznie konferencja ma dotyczyć szeregu problemów, to premier Netanjahu nie pozostawiał wątpliwości, że dla Izraela to właśnie Iran jest głównym tematem spotkania w Warszawie.

Jeszcze przed początkiem czwartkowych spotkań premier Netanjahu rozmawiał osobno z sekretarzem stanu Mike'iem Pompeo. - Wczoraj doszło do historycznego punktu zwrotnego. W pokoju z 60 reprezentantami rządów, premier Izraela i ministrowie wiodących państw arabskich wypowiadali się z wyjątkową mocą, jasnością i jednością przeciwko wspólnemu zagrożeniu ze strony irańskiego reżimu - powiedział premier, cytowany przez swojego rzecznika. Nie była to pierwsza wypowiedź Netanjahu  w tym tonie. Już w środę mówił, że "ważne w tym spotkaniu" jest to, że państwa arabskie "zasiadają razem z Izraelem, by posunąć naprzód wspólny interes wojny z Iranem". Nagranie z wypowiedzią po hebrajsku i wpis po angielsku pojawiły się na Twitterze premiera. Później pojawiły się jednak wątpliwości, czy nie była to kwestia złego tłumaczenia. Później wpis zniknął i zastąpiono go nowym, gdzie zamiast o "wojnie" napisano o "stawianiu czoła" Iranowi. 

Ludowi Mudżahedini przed stadionem

W środę, przed rozpoczęciem szczytu, obok Stadionu Narodowego demonstrowali zwolennicy "zmiany reżimu" w Iranie. Manifestację organizowała zagraniczna organizacja irańskiej opozycji - Narodowa Rada Irańskiego Ruchu Oporu - oraz ściśle związana z organizacją Ludowi Mudżahedini Iranu (MEK). Ta ostatnia jeszcze do 2009 roku była uznawana przez Unię Europejską za organizację terrorystyczną. Jeszcze w latach 70. walczyła ona z reżimem szacha, a ofiarami jej ataków padali m.in. Amerykanie mieszkający w Iranie. Po obaleniu szacha, MEK popadło w konflikt z nowym reżimem ajatollaha Chomeiniego i zaczęło walkę z nim.

Po tym, jak przestało być uznawane za organizację terrorystyczną przez Zachód, zyskało poparcie niektórych polityków (także polskich) i organizuje demonstracje m.in. w Europie. Kilkaset osób na manifestacji obok Stadionu Narodowego wznosiło hasła, wzywające do "zmiany reżimu" i demokratyzacji Iranu. Poza działaczami organizacji, na scenie pojawiło się kilku polskich senatorów, m.in. Ryszard Majer z PiS. Najważniejszym gościem był wspierający organizację od lat Rudy Giuliani, były burmistrz Nowego Jorku, a obecnie bliski współpracownik Donalda Trumpa. Podkreślał on swoje wsparcie na organizacji i jej liderki, Marjam Radżawi. Jak mówił, już sam fakt, ze kobieta mogłaby być liderką dużego państwa na Bliskim Wschodzie byłby "rewolucyjny". Krytykował też państwa za robienie interesów z Iranem.

Z kolei szef irańskiej dyplomacji Dżawad Zarir krytykował demonstrację. 13 lutego w Iranie doszło do zamachu terrorystycznego, a minister powiązał go z organizacją Ludowych Mudżahedinów (nie przedstawił jednak żądnych dowodów, że mieli oni związek z atakiem). "Czy to przypadek, że w Iranie dochodzi do zamachu w dniu rozpoczęcia Warszawskiego Cyrku?" - napisał o konferencji. "Szczególnie, że kohorty tych samych terrorystów skandują hasła na ulicach Warszawy i wspierają go przez boty na Twitterze?" - dodał.

Grupa młodych Słowaków

Na liczącej kilkuset uczestników demonstracji byli Irańczycy mieszkający na Zachodzie, m.in. w Niemczech, Włoszech czy USA. W odpowiedziach na pytania mówili mniej więcej to samo: byli przeciwnikami reżimu szacha, ale islamscy klerycy z ajatollahem Chomeinim "ukradli rewolucję", a oni sami musieli uciec z kraju przed represjami. - Teraz chcemy zmiany reżimu i demokratyzacji Iranu - powtarzali i opisywali przypadki łamania praw człowieka i brutalnego rozprawiania się z przeciwnikami władzy w Iranie. Byli zgodni też co do innej kwestii - chcą międzynarodowej presji na władze w Teheranie, ale są absolutnie przeciwni zagranicznej interwencji wojskowej i zmiany władzy siłą.

Jednak na demonstracji byli nie tylko Irańczycy w średnim wieku, ale też... spora grupa młodych Słowaków. Przyjechali do Warszawy zorganizowanym dla nich autobusem i mieli trudności z odpowiedzią na pytania, dlaczego popierają protest. Niektórzy byli na takiej demonstracji już kolejny raz. W pewnym momencie do grupki ze Słowacji podeszła Iranka i zachęciła ich do przesunięcia się w miejsce, gdzie zrobiła się "dziura" w tłumie. - Stańcie tam, musimy lepiej pokazać nasz silny głos sprzeciwu wobec reżimu mułłów - zachęcała.

Więcej o: