- Najbardziej realna i najbardziej konkretna pomoc dla uchodźców może być świadczona na miejscu - mówił w lutym 2018 roku premier Mateusz Morawiecki. To niezbyt zaskakująca wypowiedź. Rząd PiS od początku sprzeciwia się przyjmowaniu uchodźców do Polski i przedstawia "pomaganie na miejscu" (czyli w krajach sąsiednich, do których uciekli uchodźcy) jako alternatywę.
Jednak w lutym ubiegłego roku Morawiecki nie tylko powtórzył ten argument. Poleciał do Libanu, odwiedził działającą tam organizację Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej i spotkał się z władzami kraju. A także złożył obietnicę znaczącego zwiększenia pomocy Syryjczykom i przedstawił konkretny projekt.
Jak poinformowała Kancelaria Premiera, "podczas rozmów z premierem i prezydentem Libanu szef polskiego rządu Mateusz Morawiecki zadeklarował, że nasz kraj przeznaczy dodatkowe środki w wysokości 10 mln USD, które jeszcze w tym roku (czyli w roku 2018 - red.) zostaną zainwestowane w Libanie". KPRM podała, że dzięki polskiej pomocy "będzie możliwe stworzenie osiedla dla uchodźców, które będzie liczyć ok. 10 000 miejsc mieszkalnych". Jeszcze w roku 2018 planowana była "budowa 200 domów dla około 1000 uchodźców". - Polskie firmy, mam nadzieję, będą zaangażowane tutaj w budowę domów po to, żeby uchodźcy zostali na miejscu, czyli w Libanie czy w Syrii - mówił Morawiecki.
Ten pomysł od razu wydał się kontrowersyjny, nie wspominając nawet o tym, że kontrowersyjne jest już mówienie, że uchodźcy w Libanie są "na miejscu". Skoro są uchodźcami, to siłą rzeczy nie są "na miejscu", lecz tam, dokąd zmuszeni byli uciec. Ale o tym, dlaczego pomysł był dziwny, za chwilę. Co stało się z zapowiedzianym projektem?
Jeszcze w lutym 2018 roku, tuż po wizycie Morawieckiego, wysłaliśmy do Centrum Informacyjnego Rządu zestaw pytań o szczegóły projektu. Czyja to była inicjatywa, kto i jak ją zrealizuje, gdzie powstanie osiedle... Pytania pozostały bez odpowiedzi. Podobnie jak siedem kolejnych e-maili, w których pytaliśmy o obiecane przez premiera osiedle dla uchodźców. W międzyczasie wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Papierz spotkał się w Damaszku z przedstawicielami syryjskiego reżimu i zadeklarował, że Polska chce zbudować mieszkania... w Syrii, dla rodzin które miałyby wracać z Libanu. Informowała o tym syryjska rządowa agencja prasowa.
Tymczasem skończył się rok 2018 i upłynął termin, w którym - jak obiecywał premier - Polska planowała zbudować "200 domów dla około 1000 uchodźców" w Libanie. Ponownie wysłaliśmy do KPRM pytania, czy zrealizowano zapowiadany projekt, a jeśli nie - to dlaczego tak się nie stało i jakie są losy zapowiadanego osiedla dla uchodźców. Ponieważ nie uzyskaliśmy odpowiedzi, nie możemy z całą pewnością stwierdzić, czy osiedle powstało, czy nie. Jednak dużo bardziej prawdopodobna wydaje się ta druga wersja. Rząd w żaden sposób nie informował o realizacji projektu, czy choćby szczegółowych planach. Przez rok nie odpowiadał na nasze pytania na ten temat. Wydaje się zatem, że "osiedle dla uchodźców" - wbrew zapowiedziom - premiera nie powstaje.
Uchodźcy syryjscy w Libanie Fot. Patryk Strzałkowski
Jak pisaliśmy wcześniej, pomysł budowy "osiedla dla uchodźców" od razu wydał się dziwny. Nie dlatego, że nie jest ono potrzebne. Sytuację Syryjczyków w Libanie trudno nazwać inaczej niż kryzysem humanitarnym. W liczącym sześć milionów mieszkańców państwie około miliona ludzi to zarejestrowani uchodźcy z Syrii (ich prawdziwa liczba może być większa). Żyją tam od lat, większość poniżej granicy ubóstwa, duża część - w prowizorycznych namiotach. Reszta wynajmuje (czasem na kredyt, czasem za całość rodzinnego budżetu) surowe mieszkania czy garaże.
W Libanie nie zobaczymy ogromnych obozów dla uchodźców, takich jak te znane np. z Jordanii. Takie obozy mają swoje dobre i złe strony, warunki są tam ciężkie, ale z drugiej strony organizacjom łatwiej jest dotrzeć z pomocą. Jednak powstają one w Libanie, bo nie zgadzają się na to tamtejsze władze. Zabraniają one nawet używania bardziej trwałych materiałów do budowy schronień, dlatego namioty są zbudowane z folii i listewek - opisuje brytyjski korespondent Richard Hall.
Władze kraju z kilku powodów nie chcą, by powstały tam duże, zorganizowane obozy dla uchodźców. Milion uchodźców to ogromne obciążenie i sam Liban nie byłby w stanie stworzyć i utrzymywać wielkiego obozu czy obozów. Richard Hall w serwisie pri.org opisuje, że także lokalna społeczność bywa niechętna powstawaniu trwałych osiedli Syryjczyków.
Bardzo dużą rolę odgrywają tu doświadczenia kraju z innymi uchodźcami - Palestyńczykami. W 1948 roku, po powstaniu państwa Izrael i wojnie arabsko-izraelskiej, do Libanu uciekło ok. 100 tys. Palestyńczyków. Ci uchodźcy nigdy nie wrócili do domów. Oni sami i ich potomkowie żyją w Libanie do dziś. Jest ich prawie pół miliona, a obozy palestyńskie - z początku też prowizoryczne - z czasem zamieniły się z dzielnice miast. Wciąż nazywa się je "obozami", ale na pierwszy rzut oka są nie do odróżnia od innych osiedli. W niektórych z nich działała Organizacja Wyzwolenia Palestyny i dochodziło do starć z Libańską armią.
Władze Libanu nie tylko nie chcą, by Syryjczycy byli izolowani w obozach, ale w ogóle by zostali w kraju na dłużej - a im bardziej trwałe są ich schronienia, tym bardziej zdaje się to prawdopodobne. Hall zwraca uwagę, że system polityczny Libanu jest oparty na kruchym podziale władzy między grupami religijnymi. Zintegrowanie miliona sunnickich uchodźców - prawie 20 proc. społeczeństwa - mogłoby zaburzyć równowagę w społeczeństwie i polityce.
I dlatego deklaracja Morawieckiego wydawała się dziwna. Pytaliśmy KPRM, czy pomysł był konsultowany z tamtejszymi władzami i jak ma się do dotychczasowej polityki Libanu. Tym bardziej, że Morawiecki sam mówił, że projekt ma powstać po to, by "uchodźcy zostali na miejscu, czyli w Libanie". Jednak - jak już pisaliśmy - nasze pytania pozostały bez odpowiedzi.
To wszystko nie oznacza, że uchodźcom w Libanie nie da się pomagać, lub że Polska tego nie robi. Władze Polski wspierają pomoc rozwojową i humanitarną, w Libanie działa organizacja pozarządowa Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM).
Z danych programu MSZ Polska Pomoc wynika, że w 2018 roku rząd przeznaczył m.in. około 2,5 miliona złotych na wsparcie projektów PCPM w Libanie: zabezpieczenia dachu nad głową dla najbiedniejszych rodzin uchodźców oraz przygotowania obozowisk namiotowych w północnym Libanie do warunków zimowych. W ramach II modułu tego samego konkursu w 2019 roku organizacja otrzyma na te same cele 2,7 miliona złotych. Organizacja m.in. dofinansowuje wynajem mieszkań, pomaga remontować namioty, a także m.in. wspomaga edukację i ochronę przeciwpożarową w obozowiskach.
"Osiedle dla uchodźców", choć dla wielu rodzin byłoby ogromną pomocą, od początku wydawało się też mało wykonalnym pomysłem. Ale te same środki można przekazać na wiele innych sposobów, a potrzeby są ogromne. Urząd Wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców oszacował koszty pomocy uchodźcom w Libanie w 2018 roku na 2,68 miliarda dolarów. Udało się zgromadzić zaledwie 45 proc. tej kwoty (a cześć i tak pochodziła z funduszy z poprzedniego roku). Koszty pomocy w Libanie rosną. Rośnie też "dziura budżetowa" pomocy, która w 2018 roku była największa w historii. A choć część Libańskich polityków mówi o powrotach uchodźców, to na razie nie dzieje się to na znaczącą skalę. Syryjczycy boją się powrotu do kraju i trudno liczyć, by zmieniło się to w najbliższym czasie.