W środę, czyli dopiero 16 stycznia, polski Sejm uchwalił ustawę budżetową. Choć nie została ona uchwalona przed początkiem nowego roku, to państwo wciąż działało, bo rząd pracował na podstawie projektu budżetu. Inaczej sprawa ma się w USA. Tam bez budżetu administracja nie może działać (z pewnymi wyjątkami).
Właśnie z powodu braku uchwalenia budżetu w USA od 22 grudnia trwa najdłuższe w historii "zamknięcie rządu" (ang. government shutdown). Poprzedni rekord padł w połowie lat 90. za prezydentury Billa Clintona i wyniósł 21 dni. Spornym punktem jest kwestia ochrony południowej granicy USA i budowy muru, którą wyborcom obiecał Donald Trump w kampanii. Prezydent mówi o "kryzysie" na granicy z Meksykiem i żąda przeznaczenia w budżecie 5,6 mld dolarów na budowę muru.
Jeszcze w grudniu Senat uchwalił ustawę budżetową bez pieniędzy przeznaczonych na mur, więc Trump zdecydował, że w takim wypadku go nie podpisze. Od początku stycznia kadencję zaczęli nowo wybrani reprezentanci i Republikanie stracili większość w niższej izbie (choć zachowali większość w Senacie). Demokraci przyjęli kolejny budżet bez środków na mur, a Senat i prezydent go zblokowali.
Impas trwa 26. dzień i jest coraz bardziej odczuwany przez Amerykanów, szczególnie pracowników administracji. Pracownicy organów rządu federalnego, które zaliczają się do "niezbędnych" dla państwa (np. kontrola lotów, FBI czy straż graniczna) muszą pracować bez wypłaty. Wszyscy pozostali (od bibliotek po parki narodowe) są na zwolnieniach z powodu zamknięcia ich instytucji.
Admirał Karl Schultz, dowódca Straży Przybrzeżnej (która jest jednym z rodzajów amerykańskich sił zbrojnych) napisał we wtorek, że funkcjonariusze nie dostaną pensji. "Dzisiaj nie otrzymacie wypłaty zgodnie z harmonogramem. Zgodnie z moją wiedzą, jest to pierwszy raz w historii naszego narodu, kiedy osoby służące w Siłach Zbrojnych USA nie dostaną pensji z powodu opóźnienia budżetowego" - napisał.
Sytuacja Straży Przybrzeżnej może się poprawić. Sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego Kirstjen Nielsen zapowiedziała, że Biały Dom i Senat pracują nad specjalną uchwałą, która pozwoli na finansowanie Straży. Pozostałe cztery rodzaje sił zbrojnych podlegają pod Departament Obrony, który nie jest objęty "wyłączeniem rządu".
Jednak większość pracowników federalnych nie ma tego szczęścia. Tysiące nie pracują lub są wzywani do pracy pomimo braku wypłat - opisuje "New York Times". Przed Białym Domem i w innych miejscach odbyły się demonstracje, wzywające do przerwania impasu i podpisania budżetu. "Zamknięcie rządu" nie oznacza, że pensje przepadną - pracownicy w końcu dostaną zaległe wypłaty. Jednak dla niektórych problemem są codzienne wydatki. Pieniędzy nie dostaną jednak podwykonawcy, którzy nie pracują w tym okresie. Niektórzy nie mają jak zapłacić swoim pracownikom.
Skutki odczuwają też inni obywatele. Np. rolnicy nie dostaną przelewów z dopłatami lub kredytami z Departamentu Rolnictwa. Nie pracuje wielu pracowników parków narodowych. Z tego powodu niektóre z nich są zamknięte, zaś w innych widać skutki braku pracowników: gromadzą się śmieci, infrastruktura nie jest naprawiana. Parki nie są pilnowanie i dochodzi do aktów wandalizmu - w parku Joshua Tree motocykliści jeździli na chronionym terenie, zniszczone zostały drzewa. Możliwe jest zamknięcie niektórych muzeów czy galerii w Waszyngtonie, jeśli impas będzie się przedłużał i tym instytucjom skończą się pieniądze z oszczędności.
W czasie zamknięcia rządu pracownicy mogą liczyć na pomoc innych obywateli. CNN opisuje ludzi, którzy oferują zatrudnionym w administracji darmowe posiłki, wykonują za darmo rozliczenia podatkowe, lub przekazują karty podarunkowe do wydania na paliwo i jedzenie. Wsparcie przychodzi też z zagranicy. Pracownicy kontroli lotów z Kanady zrzucili się na wysłanie kolegom i koleżankom w USA kilkuset kartonów pizzy. Czasem ludzie biorą pracę we własne ręce - np. wywożą śmieci z parków narodowych, w których nie ma pracowników.
"Zamknięcie rządu" dotyka też pośrednio (nie licząc konsekwencji politycznych) prezydenta Donalda Trumpa. Prezydent zrezygnował z wyjazdu na Światowe Forum Ekonomiczne w Davos. Narzekał też, że musi "siedzieć sam w Białym Domu" w wigilię (wcześniej prezydent spędzał święta w swojej posiadłości na Florydzie).
W wyniku impasu pracowników brakuje także w Białym Domu. Na poniedziałkowe spotkanie prezydenta z zawodnikami footballu amerykańskiego nie miał kto przygotować jedzenia. Trump wykorzystał więc sytuację, by przyciągnąć uwagę mediów. Zamówił kilkaset hamburgerów i innych dań z sieciowych fast foodów. Podano je na srebrnych zastawach Białego Domu. Rzeczywiście zdjęcia Trumpa przed stołem pełnym burgerów szybko podbiły internet. Jednak to raczej nie wystarczy, by poprawić jego wizerunek w czasie zamknięcia rządu.
Trump i Demokraci w Kongresie wzajemnie obwiniają się za zamknięcie rządu - jednak większość respondentów w sondażach uważa, że to prezydent i Republikanie są winni. Zresztą w jednej z wypowiedzi w grudniu Trump mówił, że "weźmie na siebie odpowiedzialność" za zamknięcie rządu.