Władze zmobilizowały 80 tysięcy funkcjonariuszy w całym kraju - kilka tysięcy w Paryżu - na sobotnie protesty żółtych kamizelek. Podobnie jak podczas poprzednich ośmiu weekendowych protestów poza pokojową demonstracją doszło do starć z policją.
Ministerstwo spraw wewnętrznych poinformowało, że w godzinach popołudniowych w całym kraju protestowało około 84 tysiące ludzi, w tym 8 tysięcy w Paryżu. Jest to kilkadziesiąt tysięcy więcej niż w zeszłym tygodniu, jednak wciąż mniej niż na początku protestów żółtych kamizelek.
Dziesiątki protestujących starło się z policją prewencyjną w pobliżu Łuku Triumfalnego w Paryżu. Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych, ponieważ starła się uniemożliwić im dotarcie do Pól Elizejskich. W całym kraju zatrzymano 244 osoby, ponad sto dziesięć w samym Paryżu, z czego 74 osadzono w areszcie. Według policji albo znaleziono przy nich broń albo grupowali się, szykując się do walki z siłami porządkowymi lub przygotowywali do aktów wandalizmu.
Kilkuset protestujących starło się z policją w historycznym centrum Bourges, gdzie zebrało się prawie 5 tysięcy osób. Mieli ze sobą transparenty z napisami "Macron zrezygnuj!" i "Francja jest wściekła". W Bourges policja zatrzymała 18 osób.
"Żółte kamizelki" protestują od 17 listopada. Akcja trwa pomimo ustępstw rządu w kwestii podatku od paliw, która była zarzewiem protestu. Teraz demonstranci wysuwają żądania gospodarcze i polityczne - w tym zwiększenia praw obywatelskich i ustąpienia prezydenta Emmanuela Macrona. Według francuskich komentatorów siła protestów nie słabnie, ale mimo kilku incydentów manifestacje miały spokojniejszy przebieg niż wcześniejsze protesty. W ubiegły weekend w protestach wzięło udział około 50 tysięcy osób.
Według kontrwywiadu wewnętrznego do ruchu „żółtych kamizelek” trafili ultrasi z różnych stron sceny politycznej, od skrajnej prawicy, poprzez anarchistów po „lewaków”.
MSW przyznaje, że nie udało się zidentyfikować wszystkich uczestników manifestacji, których teraz obowiązuje całkowity zakaz zakrywania twarzy. Demonstrowanie w kominiarkach jest traktowane jako przestępstwo i grozi za to kara więzienia.
Według policji sprawcami rozrób nie są amatorzy, lecz zawodowcy chcący wykorzystać protesty „żółtych kamizelek” by doprowadzić do destabilizacji kraju.