- Zrobiłem to! - krzyknął w rozmowie telefonicznej ze swoją żoną 33-letni Colin O'Brady, Amerykanin ze stanu Oregon, który jako pierwszy człowiek w historii samotnie i bez niczyjego wsparcia (w postaci np. dodatkowych zapasów) przemierzył Antarktydę. Tym samym w środę zakończył trwającą 54 dni wyprawę, podczas której przeszedł ok. 1500 kilometrów.
Całą swoją misję dokumentował na Instagramie. "Ostatnie 32 godziny były najtrudniejszymi w moim życiu, ale prawdę powiedziawszy należały też do najlepszych momentów, jakich kiedykolwiek doświadczyłem" - napisał.
Wędrówka była prawdziwą walką nie tylko z żywiołem, ale również z możliwościami organizmu. Niezależnie od warunków pogodowych, O'Brady musiał też ciągnąć za sobą ważący 170 kilogramów ekwipunek.
10 grudnia, na dwa tygodnie przed końcem podróży, opublikował w sieci swoje zdjęcie. "Nie jestem już tą samą osobą, którą byłem, gdy zacząłem podróż. Widzicie to po mojej twarzy? Cierpiałem, byłem śmiertelnie przerażony, zmarznięty i samotny. Śmiałem się i tańczyłem, płakałem z radości i odczuwałem miłość oraz inspirację" - napisał wówczas.
W 2016 r. podobną próbę przejścia Antarktydy podjął brytyjski podróżnik Henry Worsley, skończyło się to jednak tragedią. Mężczyzna zmarł wówczas z wycieńczenia. Wyzwanie podjął również przyjaciel Worsleya, Louis Rudd, który chciał wyprzedzić O'Brady'ego. Najprawdopodobniej skończy swoją wędrówkę za kilka dni. Amerykanin zapowiedział, że poczeka na konkurenta i wspólnie będą świętować swoje osiągnięcia.
O czym marzy zdobywca Antarktydy? Na początku sądził, że jego pierwszym posiłkiem po powrocie będzie cheesburger. Teraz jednak liczy po prostu na świeżą rybę i sałatkę.