Polemika Jakuba Kumocha odnosi się do artykułu „Holocaust był nie tylko niemiecki - w Europie Wschodniej wielu nie chce tego dostrzec” Simona Geissbuehlera, który został opublikowany 12 grudnia br.
Powstawanie gett, "działania" Einsatzgruppen, masowe egzekucje, masowe deportacje, a także działania obozów koncentracyjnych i obozów zagłady nie odbywałyby się tak gładko, gdyby Niemcy nie mogli liczyć na wsparcie lokalnych mieszkańców
- napisał autor.
Właśnie te słowa skrytykował Jakub Kumoch. "Autorem tego zdania jest historyk i dyplomata (tak, autor jest dyplomatą kraju neutralnego), który powinien władać metodologią badawczą, aby nie napisać czegoś takiego" - napisał ambasador RP w polemice.
Cytowane słowa są aktem oskarżenia, który w przeszłości podważali już historycy i badacze. To niemiecka administracja zakładała getta w latach 1940-1941 i nakazywała Żydom przenieść się tam pod karą śmierci. W tym samym czasie wprowadzono karę śmierci za ukrywanie Żydów, a następnie stosowano ją z całą surowością wobec całych rodzin
- czytamy w polemice. "Według naukowców z Muzeum Auschwitz-Birkenau, około 1200 mieszkańców Oświęcimia (pomimo terroru) w sposób udokumentowany ryzykowało życie, by wspierać uciekinierów z tej największej fabryki śmierci. Ale nie mogli zrobić nic przeciwko funkcjonowaniu obozu zagłady" - dodaje Kumoch.
Ambasador RP w Szwajcarii zarzucił Geissbuehlerowi ignorancję. Jednocześnie polski dyplomata przypomniał niewygodną dla Szwajcarów prawdę.
Działalność polskiego rządu na uchodźstwie jest dobrze znana w Szwajcarii. Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Bernie sfałszowała w czasie wojny kilka tysięcy dokumentów latynoamerykańskich, by ratować Żydów. Była również jednym z najważniejszych źródeł wiedzy o Holokauście dla rządu szwajcarskiego. Protokół z rozmowy szefa policji Heinricha Rothmunda i polskiego dyplomaty Stefana Ryniewicza z 1943 r. jest prawdopodobnie pierwszym dokumentem, w którym zachodni polityk użył słowa "obóz zagłady". Odmawiając przyjęcia żydowskich uchodźców, Rothmund i jego współpracownicy (i ci, którzy przemilczeli tę sprawę) są odpowiedzialni za los prawdopodobnie większej liczby ludzi niż miało to miejsce w przypadku większość indywidualnych współpracowników i zdrajców w okupowanej Polsce
- czytamy w tekście ambasadora.