W stolicy Francji od soboty rano trwają ostre protesty przeciwko planowanym podwyżkom cen paliwa i coraz bardziej dotkliwym wzrostom cen. To już trzeci weekend protestów.
Premier Edouard Philippe poinformował, że w protestach w całej Francji bierze udział około 36 tysięcy osób, z czego 5500 to uczestnicy manifestacji w Paryżu. Rannych zostało co najmniej 10 osób, zatrzymano ok. 100 demonstrantów.
W pobliżu Łuku Triumfalnego w Paryżu zgromadziło się tysiące osób w żółtych kamizelkach. Policja starła się z grupą najbardziej agresywnych protestujących. Siły porządkowe użyły gazów łzawiących i armatek wodnych. Kilkanaście osób zatrzymano.
"Duża chmura gazu łzawiącego spowiła słynny pomnik, podczas gdy policjanci próbowali odepchnąć demonstrantów. Protestujący odpowiedzieli rzucając kamieniami" - czytamy w depeszy Associated Press.
Pola Elizejskie są zamknięte dla ruchu kołowego. Policja legitymuje pieszych, sprawdza zawartość ich toreb i plecaków.
Do zamieszek doszło także w Ardenach. W licznych miejscach Francji blokowane są drogi.
Protesty wybuchły 17 listopada. Od tego momentu w wyniku zamieszek zginęły dwie osoby, a setki zostało rannych. Protest spotyka się z poparciem 85 proc. społeczeństwa.
Jak opisywał kilka dni temu portal next.gazeta.pl, obecnie za litr oleju napędowego we Francji trzeba średnio zapłacić 1,51 euro - najwięcej od 2000 roku. Podrożał on w ciągu roku niemal o jedną czwartą, częściowo ze względu na politykę Emmanuela Macrona.
Rząd podniósł podatki o 7,6 eurocenta za litr diesla i 3,9 eurocenta na benzynę. Planuje również kolejne podwyżki od stycznia 2019 roku - o 6,5 centa na diesla i 2,9 centa na benzynę.