Prokurator generalny Stambułu Irfan Fidan wydał w środę oficjalne oświadczenie dotyczące zabójstwa saudyjskiego dziennikarza. Tym samym potwierdził to, co już wcześniej pojawiało się w anonimowych wypowiedziach i przeciekach do lokalnych mediów.
Zgodnie z komunikatem, saudyjski dysydent Dżamal Chaszodżdżi, który współpracował z "Washington Post", został uduszony tuż po tym, jak wszedł do konsulatu. Jego ciało zostało potem rozczłonkowane i usunięte.
Oświadczenie wydano po tym, jak kilkudniową inspekcję w Stambule zakończył prokurator z Arabii Saudyjskiej, wysłany przez księcia Mohammeda bin Salmana, który gdzie rozmawiał zarówno ze swoim tureckim odpowiednikiem, jak i przedstawicielami tureckiego wywiadu.
Strona saudyjska nie podała żadnych informacji na temat lokalnego współpracownika. To on miał rzekomo przejąć ciało dziennikarza od znajdujących się w konsulacie Saudyjczyków. Tureccy śledczy pytali też saudyjskiego prokuratora, gdzie znajduje się ciało dziennikarza i czy ma dowody świadczące o tym, iż było to zaplanowane morderstwo. Według Irfana Fidana trzy dni spotkań i rozmów nie przyniosły konkretnych rezultatów.
Jak pisze "New York Times" decyzja o upublicznieniu informacji na temat okoliczności śmierci Chaszodżidżiego może wskazywać na frustrację Turków wywołaną przez brak odpowiedzi ze strony saudyjskiej na te podstawowe pytania.
Turcja ponowiła wniosek o ekstradycję podejrzanych o zabójstwo Dżamala Chaszodżdżiego. Chodzi o osiemnaście osób, które zostały aresztowane przez władze w Rijadzie. Wśród nich są Saudyjczycy, którzy weszli do konsulatu, kiedy przebywał tam Dżamal Chaszodżdżi.
Dżamal Chaszodżdżi, współpracownik "Washington Post", krytykował w swoich materiałach saudyjskie władze. Zaginął 2 października, gdy wszedł do konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule. Według władz Turcji, został tam w okrutny sposób zamordowany przez agentów saudyjskich służb bezpieczeństwa. Królestwo dopiero po dwóch tygodniach przyznało, że dziennikarz nie żyje.