Trwa wyjaśnianie okoliczności katastrofy samolotu Lion Air, który w poniedziałek nad ranem czasu polskiego wpadł do morza kilkanaście minut po starcie z Dżakarty. Nadal nie odnaleziono czarnej skrzynki. Służby wydobywają też z wody szczątki ofiar tragedii.
Indonezyjskie ministerstwo finansów poinformowało, że na pokładzie maszyny znajdowało się 20 pracowników resortu. Wśród nich miał być Sony Setiawan, ale spóźnił się na samolot.
Setiawan powiedział agencji AFP, że tego dnia nie zdążył na lot przez ruch na drogach. Nie wiedział, dlaczego na płatnej drodze był taki korek. - Zwykle przyjeżdżam do Dżakarty o 3 w nocy, ale tamtego ranka byłem na lotnisku o 6.20 i nie zdążyłem na lot - tłumaczył.
- Wiem, że moi koledzy byli w tym samolocie - dodał. Setiawan poleciał kolejnym lotem, a o tragedii dowiedział się dopiero po przylocie do Pangkal Pinang (zachodnia Indonezja). - Rodzina była w szoku, moja matka płakała, powiedziałem im, że jestem bezpieczny. Muszę być po prostu wdzięczny - powiedział mężczyzna agencji.
Boeing 737 leciał z Dżakarty do Pangkal Pinang. Wieża kontrolna straciła kontakt z pilotami po 13 minutach rejsu, po starcie z międzynarodowego lotniska w Dżakarcie. Tuż przed zniknięciem z radarów piloci zgłosili potrzebę powrotu do portu lotniczego. Nagle samolot spadł do morza. Na jego pokładzie było 189 osób.
W pobliżu miejsca, gdzie spadł samolot, wyłowiono z wody szczątki ofiar katastrofy, fragmenty maszyny, kamizelki ratunkowe i przedmioty należące do pasażerów oraz do członków załogi.