Brytyjczycy "całkowicie ograli" GRU i Kreml. MI6 mogło pomóc internautom rozpracować drugiego "turystę" z Salisbury

W sieci nie ma po nim praktycznie śladu. Śledczy-amatorzy zdołali go jednak rozpracować, przy oficjalnej i być może nieoficjalnej pomocy brytyjskich służb. Portal Bellingcat udokumentował, że drugi Rosjanin zamieszany w otrucie Siergieja Skripala, to również zasłużony oficer wywiadu wojskowego - GRU. Nieudany zamach w Salisbury stał się największą porażką rosyjskich służb od dekad.

Cios wizerunkowy otrzymał też sam Kreml, który od początku afery twardo stoi na stanowisku, iż państwo rosyjskie nie miało nic wspólnego z otruciem Skripala, jego córki oraz zabiciem przy okazji przypadkowej osoby.

Tymczasem obaj oficerowie GRU, którzy przyjechali "zwiedzać" Salisbury i według brytyjskich służb dokonali zamachu, najpewniej przynajmniej raz spotkali się twarzą w twarz z Władimirem Putinem i uścisnęli mu rękę. Jeden na pewno, a drugi rzekomo otrzymali najwyższe rosyjskie odznaczenia – Gwiazdę Bohatera Federacji Rosyjskiej. Przyznaje je specjalnym dekretem prezydent, a potem osobiście je wręcza.

Rozpracowany dzięki bazom danych

Według ustaleń Bellingcat drugi zamachowiec z Salisbury to pułkownik lub podpułkownik doktor Aleksander Jewgieniewicz Miszkin. Do Wielkiej Brytanii przyjechał w marcu jako Aleksander Petrow i pod takim pseudonimem występował też w rosyjskiej telewizji państwowej, twierdząc, że jest niewinnym biznesmenem i do Salisbury przyjechał turystycznie. Wszystko wskazuje jednak na to, że jest specjalistycznie wyszkolonym wojskowym lekarzem, który od około dekady służy w GRU – czyli rosyjskim wywiadzie wojskowym.

Bellingcat przyznaje, że ustalenie jego tożsamości było trudniejsze niż w przypadku jego partnera z akcji w Salisbury – pułkownika Anatolija Czepigi, byłego żołnierza specnazu GRU, a obecnie oficera GRU. Jak to zrobili, opisywaliśmy wcześniej.

W ogólnie dostępnej sieci nie było żadnych informacji na temat Miszkina alias "Petrow". Po raz kolejny kluczowe okazały się liczne oficjalne rosyjskie bazy danych, które można kupić lub znaleźć w internecie. Już wcześniej Bellingcat ustalił, iż Miszkin wjechał do Wielkiej Brytanii na podstawie fałszywego paszportu "służbowego". W uzyskanej nieoficjalnie bazie danych paszportowych nie było na jego temat wielu danych. Była jednak data urodzenia i informacja, że jego poprzedni paszport wystawiono w Sankt Petersburgu w 1999 roku.

Śledczy-amatorzy założyli, że tak jak w przypadku wielu innych agentów GRU, nie zmieniono wszystkich danych oficera, ale tylko część. Po wielu niepowodzeniach, zaczęli przeszukiwać mające krążyć po sieci bazy danych z informacjami na temat mieszkańców Sankt Petersburga. Założyli, iż zmianie niemal na pewno uległo nazwisko. Przeszukiwano więc po "Aleksander Jewgieniewicz" i dacie urodzenia 13 lipca 1979 roku, zawartej w danych paszportowych. Okazało się, że do takich kryteriów pasuje jedna osoba – Aleksander Jewgieniewicz Miszkin, który mieszkał w Sankt Petersburgu na pewno w latach 2003 i 2006.

Zdjęcie z miejsca urodzenia Miszkina, Lojga na północy RosjiZdjęcie z miejsca urodzenia Miszkina, Lojga na północy Rosji Bellingcat

Później poszło już z górki. Okazało się, że Miszkin mieszkał pod adresem, gdzie rezydują praktycznie wyłącznie studenci z położonej po drugiej stronie ulicy Wojskowej Akademii Medycznej. Razem z nim pod tym samym adresem było zarejestrowanych szereg innych młodych ludzi w przedziale 18-24 lat. Paszport z 1999 roku został wystawiony przy pomocy komisariatu mieszczącego się kilka przecznic dalej.

Nie udało się jednak znaleźć żadnych informacji na temat absolwenta akademii medycznej o takich danych. Postanowiono więc szukać takiej osoby w bazach danych na temat mieszkańców Moskwy, bo gdyby Miszkin był oficerem GRU, to najpewniej przeniósłby się do stolicy. Pomogła dostępna w sieci baza danych na temat ubezpieczeń samochodów. Okazało się, że owszem taka osoba zarejestrowała Volvo XC90 w 2013 roku. Wcześniej pojazd był zarejestrowany w Sankt Petersburgu. W Moskwie zarejestrowano go na adres głównego kompleksu GRU przy szosie Koroszewskoje.

Wizyta w rodzinnej wiosce

Śledczy Bellingcat złożyli wobec tego, że Miszkin to oficer GRU, który kształcił się na uczelni w Sankt Petersburgu. Do potwierdzenia potrzebowali jednak jego zdjęcia. I tu pomógł nieokreślony anonimowy informator, który dostarczył fotokopie drugiego paszportu Miszkina wystawionego w 2001 roku w Sankt Petersburgu. Wraz ze zdjęciem i wszystkimi danymi osobowymi. Jego autentyczność miała zostać potwierdzona w kilku bazach danych paszportowych z przełomu wieków, które mają krążyć w sieci. Specjalista stwierdził ponad wszelką wątpliwość, że zdjęcie z tamtego paszportu przedstawia drugiego "turystę z Salisbury", tylko o dwie dekady młodszego.

Fotokopia paszportu Miszkina z 2001 roku otrzymana przez Bellingcat od anonimowego informatoraFotokopia paszportu Miszkina z 2001 roku otrzymana przez Bellingcat od anonimowego informatora Bellingcat


Stary paszport pozwolił też ustalić, że Miszkin urodził się w malutkiej wiosce Lojga w obwodzie Archangielskim na północy Rosji. Nie dociera tam nawet normalna droga, jedynie kolejka wąskotorowa z czasów stalinowskich służąca do wywozu drewna. Samochodem można dotrzeć jedynie, kiedy błotniste trakty zamarzną. Na ten koniec cywilizacji udał się reporter współpracującego z Bellingcatem rosyjskiego portalu śledczego Insider.

Jak twierdzi dziennikarz, wszyscy w wiosce znają Miszkina i są dumni z jego kariery. Mężczyzna miał się wychowywać ze swoją babcią, która jest jedynym w okolicy lekarzem. Z tego powodu sam postanowił się kształcić jako lekarz wojskowy. Mieszkańcy wioski twierdzili, że dostał Gwiazdę Bohatera Federacji Rosyjskiej za jakieś akcje w Czeczenii lub na Krymie. Według sąsiadów, babcia ma mieć zdjęcie wnuka ściskającego dłoń Putina podczas wręczania odznaczenia. Kobieta nie chciała jednak rozmawiać z reporterem.

Mieszkańcy Lojgi twierdzą również, że w 2014 roku Miszkin przeprowadził się w Moskwie do nowego mieszkania w prestiżowym budynku, wartego znacznie więcej, niż byłby w stanie zarobić normalny oficer. Bellingcat sugeruje, że zbiega się to z otrzymaniem Gwiazdy Bohatera Federacji Rosyjskiej. Mógł to być dodatkowy prezent od władzy. W tym samym okresie podobną przeprowadzkę zaliczył jego kolega "turysta", pułkownik Czepiga, który również dostał wówczas najwyższe rosyjskie odznaczenie.

Po lewej zdjęcie Miszkina z paszportu z 2001 roku po prawej ujawnione przez brytyjskie służby po zamachu w SalisburyPo lewej zdjęcie Miszkina z paszportu z 2001 roku po prawej ujawnione przez brytyjskie służby po zamachu w Salisbury Bellingcat

Pomocna dłoń brytyjskiego kontrwywiadu?

W ten sposób portal Bellingcat "rozpracował" dwóch rosyjskich agentów, którzy według brytyjskich służb przeprowadzili zamach w Salisbury przy pomocy broni chemicznej nowiczok. Rosyjskie władze i media państwowe nadal zdecydowanie zaprzeczają, aby to była sprawka GRU. Podważana jest wiarygodność portalu Bellingcat, a cała akcja jest określana jako przejaw antyrosyjskiej nagonki i paranoi.

Sceptycyzm przejawia jednak nawet część rosyjskich mediów. Niezależna od Kremla "Nowaja Gazieta" napisała w swoim artykule na temat rozpracowania i ujawnienia tożsamości agentów GRU, że "Anglicy całkowicie ograli" wywiad wojskowy Rosji. Straty służby mają być bardzo poważne, a prestiż i notowania na Kremlu miał mocno ucierpieć. Rosyjscy dziennikarze stwierdzają, że akcja w Salisbury okazała się porażką Kremla, której koszty znacznie przekroczyły korzyści.

"Nowaja Gazieta" wyraża przy tym przekonanie, że bezprecedensowe dochodzenia portalu Bellingcat były możliwe dzięki wydatnej pomocy brytyjskiego wywiadu MI6. Zdaniem rosyjskich dziennikarzy, musiały one przekazać śledczym-amatorom pomocne informacje pozyskane w Rosji (na przykład wspomniane bazy danych czy fotokopię paszportu), które pozwoliły następnie ośmieszyć GRU. W ten sposób brytyjskie służby pośrednio, pozostając same w ukryciu, skutecznie odegrały się za zamach w Salisbury.

Podejrzanych o otrucie Skripalów Putin nazywał "zwykłymi cywilami". W rzeczywistości są to agenci GRU

Więcej o: