Do tragicznego wypadku z udziałem limuzyny doszło w USA, w miejscowości Schoharie (stan Nowy Jork). Tragedia miała miejsce w sobotę po południu miejscowego czasu, ale dopiero w niedzielę zaczęły o niej informować szeroko amerykańskie media i służby.
Wypadek limuzyny. 20 osób nie żyje
Policja, która bada wypadek w Schoharie, potwierdziła, że 20 osób nie żyje. Podczas konferencji prasowej lokalna policja przekazała też, że 18 ofiar wypadku to osoby z limuzyny. - Wszyscy, którzy przemieszczali się limuzyną, zginęli - powiedział na spotkaniu z mediami Christopher Fiore z policji stanu Nowy Jork. Wśród ofiar są tylko osoby pełnoletnie.
Amerykańskie media informowały, że limuzyną podróżowali prawdopodobnie goście weselni, jednak tych doniesień - przynajmniej na razie - nie potwierdziły służby.
Jak podała telewizja CBS, limuzyna, ford excursion, przejechała skrzyżowanie i uderzyła w stojącą na parkingu toyotę highlander. SUV uderzył wtedy w osoby znajdujące się na parkingu obok sklepu Apple Barrel Country Store. Dwie z nich zginęły. Media podkreślają, że to miejsce jest popularnym przystankiem dla turystów, którzy wybierają się na jesienne wycieczki.
Przyczyny wypadku bada - oprócz policji - Krajowa Rada Bezpieczeństwa Transportu. - To najpoważniejszy wypadek w USA od 2009 roku (dotyczący transportu) - przekazał mediom jej przedstawiciel.
Wypadek limuzyny w USA. "Usłyszałam krzyki"
W mediach pojawiają się relacje świadków. - Ta limuzyna zjeżdżała ze wzgórza z prędkością ponad 60 mil na godzinę (czyli około 100 km/h - red.) - opowiadała "New York Times" Jessica Kirby, menadżerka sklepu Apple Barrel Country Store.
- Usłyszałam krzyki. To wyglądało bardzo poważnie. Ludzie biegali tam i z powrotem - opisywała Bridey Finegan, mieszkanka Schoharie w rozmowie z WNYT NewsChannel 13.
