Do śmierci Leah Aldridge doszło w Boże Narodzenie 2002 roku. Gdy dziewczynka przebywała w brytyjskim szpitalu z powodu przeziębienia, jej ojciec, Andrew Ashurst, zaczął mocno nią potrząsać. Doszło do urazu mózgu i kręgosłupa, a dziewczynka zmarła. Do teraz trwa zwracanie szczątków dziecka rodzinie. Sprawę opisuje "BBC".
Brytyjska policja prowadziła śledztwo mające zbadać przyczyny śmierci dziewczynki. Ostatecznie w 2004 roku ojca Leah skazano za nieumyślne spowodowanie śmierci na 3 lata więzienia. Po zakończeniu śledztwa odbył się pierwszy pogrzeb dziewczynki.
Rok temu okazało się, że to dopiero początek traumy rodziny Leah. Brytyjska policja powiadomiła, że ciągle jest w posiadaniu części szczątków i chce zwrócić rodzinie... wątrobę dziewczynki. Wówczas wyprawiono drugi pogrzeb.
Kilka tygodni temu policja odkryła, że jest w posiadaniu kolejnych szczątków i ponownie zwróciła się do rodziny. Matka dziewczynki nagłośniła sprawę w lokalnych mediach, tłumacząc, że przez zaniedbania policji jest skazana na przeciągającą się traumę. Sprawę podniósł w brytyjskim parlamencie poseł Chris Green.
- Kilka tygodni temu policja odkryła, że jest w posiadaniu kolejnych szczątków dziecka. Rodzina musiała znowu zmierzyć się z traumą i wyprawić trzeci pogrzeb - powiedział Green podczas posiedzenia w Izbie Gmin.
Jak podaje BBC, premier Wielkiej Brytanii Theresa May złożyła rodzinie dziewczynki wyrazy współczucia. Dodała też, że zrobi wszystko, by ta "straszliwa sprawa" została jak najszybciej wyjaśniona.
Na razie wiadomo, że część szczątków dziewczynki zatrzymano do celów dochodzeniowych bez wiedzy jej rodziny. Było to legalne do 2006 roku. Później w Wielkiej Brytanii zaczęła obowiązywać ustawa, na mocy której szczątki bliskich są zwracane ich rodzinom od razu po zakończeniu koniecznych badań. Trwają ustalenia, dlaczego po zmianie prawa brytyjska policja czekała ze zwrotem szczątków Leah tak długo.
Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ