Prezydent Filipin Rodrigo Duterte po raz kolejny jest atakowany za "żarty" z gwałtu. Jeszcze przed zwycięstwem w wyborach polityk kpił ze zbiorowego gwałtu mówiąc, że jako burmistrz "powinien mieć pierwszeństwo". Tym razem sugerował, że winne gwałtów są piękne kobiety.
- Mówi się, że w Davao (miasto na Filipinach - red.) często dochodzi do gwałtów. Tak długo, jak jest tu dużo pięknych kobiet, będzie dochodziło do gwałtów - powiedział Duterte, na co zaśmiała się część widowni. - Kto zgadza się na to za pierwszym razem? Kobiety mówią: ach, nie, nie rób - mówił dalej prezydent.
Aktywistki broniące praw kobiet na Filipinach podkreślają, że "żarty" prezydenta normalizują gwałt - podaje Al Dżazira. - Duterte zdaje się nienawidzić kobiet tak bardzo, że wymyśla powiedzenia, które przedstawiają gwałt jako coś normalnego - mówiła aktywistka Elizabeth Angsioco. - On pokazuje mężczyznom, że gwałcenie kobiet jest w porządku - dodała i zaznaczyła, że prezydent niszczy to, co udało się wypracować aktywistkom przez lata.
Prezydent jest znany z mizoginii, seksizmu i deklarowanej akceptacji dla gwałtu. W 1989 roku, gdy Duterte był już burmistrzem Davao, w mieście dokonano zbiorowego gwałtu i zabójstwa australijskiej misjonarki. - Gdy ją gwałcili, ustawili się w kolejce. Byłem zły, że to się stało, to jedna sprawa. Ale ona była taka piękna, że pomyślałem: jako burmistrz powinienem mieć pierwszeństwo. Co za strata - komentował sprawę.
W zeszłym roku sugerował, że zgwałcenie laureatki Miss Universe byłoby akceptowane, a nie podoba mu się tylko gwałcenie dzieci. Dodał, że ewentualny gwałciciel zostałby zlinczowany, ale prezydent "pogratulowałby mu, że miał do tego jaja". Z kolei na spotkaniu z żołnierzami na południu kraju, gdzie obowiązywał wtedy stan wojenny, "żartował", że jak żołnierze "zgwałcą do trzech kobiet", to on weźmie odpowiedzialność na siebie. Rzecznik prezydenta tłumaczył, że do tych wypowiedzi nie należy przewiązywać wagi, gdyż są to "żarty".
73-letni Duterte wygrał wybory w 2016 roku. Populista wcześniej był burmistrzem miasta Davao. Przyciągnął wyborców obietnicami rozprawienia się z przestępczością, korupcją i biedą. Nie krył się z tym, że jest zwolennikiem przemocy - sam przyznawał się do morderstw i chwalił szwadrony śmierci.
Zapowiedział, że zabiłby własne dzieci, gdyby były zamieszane w handel narkotykami. Od początku jego prezydentury setki osób, oskarżonych o handel lub posiadanie narkotyków, zostało zabitych na ulicach. Duterte sankcjonuje te zabójstwa. Teraz rodziny niektórych zabitych chcą, by Duterte stanął przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym za zbrodnie przeciwko ludzkości.
Ostatnio kontrowersje wywołała jego wizyta w Izraelu w przyszłym tygodniu. Spotka się z premierem kraju i odwiedzi centrum Yad Vashem. Tymczasem Duterte z dumną porównywał się do Adolfa Hitlera i mówił, że biorąc przykład z Holocaustu "z przyjemnością zarżnie 3 miliony uzależnionych od narkotyków".