SEALs przez 16 lat obawiali się ujawnienia tego nagrania. Tak zostawiono komandosa na łaskę talibów

Poleciał na ochotnika, aby ratować kolegę, który wypadł ze śmigłowca trafionego rakietą. John Chapman z resztą ratowników trafił w środek twierdzy talibów i wywiązała się dramatyczna walka, za którą po 16 latach komandosowi przyznano pośmiertnie najwyższe odznaczenie USA - Medal Honoru. Pokazano też nagrania z dronów, których ujawnienia obawiali się żołnierze najsłynniejszej jednostki specjalnej USA - SEALs.

Historia ostatniej walki Chapmana wywołuje bowiem duże kontrowersje w amerykańskim wojsku. Prowadzone kilka lat dochodzenie w sprawie tego, czy jest godny Medalu Honoru, potwierdziło bowiem, że doszło do szeregu błędów i zaniedbań a sam Chapman został zostawiony w ciężkim stanie na łaskę wroga.

Dla amerykańskich wojskowych to poważna sprawa, ponieważ niepisaną świętą zasadą jest robienie absolutnie wszystkiego, aby zabrać z pola walki rannych i zabitych towarzyszy. Natomiast zostawienie ciężko rannego kolegi, który chwilę wcześniej wystawił się na strzały, aby uratować oddział, to coś najgorszego.

Sierżant John A. Chapman. W momencie śmierci miał 36 latSierżant John A. Chapman. W momencie śmierci miał 36 lat US DoD

Komandosi wpadli w pułapkę

Cała historia ostatniej walki Chapmana i bitwy na Takur Ghar jest pełna zawiłości, heroizmu i sensacyjnych wątków, które idealnie nadają się na hollywoodzki film. Nie bez powodu jeden już powstaje. Pisana jest również książka.

Do bitwy doszło w 2002 roku na górskim szczycie Takur Ghar w Afganistanie. Amerykanie prowadzili wówczas szeroko zakrojoną akcję Anakonda, której celem było zabicie lub złapanie licznych talibskich bojówkarzy i terrorystów z Al-Kaidy, ukrywających się w trudno dostępnych górach przy granicy z Afganistanem. Operację prowadzono głównie przy pomocy komandosów przerzucanych w wybrane punkty śmigłowcami.

Tak też miało się stać w nocy z czwartego na piątego marca. Chapman był jednym z kilkudziesięciu żołnierzy, którzy na pokładach dwóch dużych śmigłowców MH-47 Chinook mieli zostać pod osłoną ciemności wysadzeni na górskich szczytach okalających dolinę Shahi-Kot. Podczas planowania akcji popełniono jednak szereg błędów i nie doceniono wroga.

W efekcie oba śmigłowce wpadły w pułapkę.

Śmigłowiec MH-47 Chinook podczas akcji w nocy. Większość bitwy na Takur Ghar odbyło się w ciemnościŚmigłowiec MH-47 Chinook podczas akcji w nocy. Większość bitwy na Takur Ghar odbyło się w ciemności Sgt. Daniel P. Shook/USSOCM

Walka na najkrótszym dystansie

Kiedy pierwsza maszyna, z między innymi Chapmanem na pokładzie, zaczęła zbliżać się do lądowania na Takur Ghar, dostała się pod silny ostrzał. W krótkim odstępie czasu trafiły ją dwa granaty przeciwpancerne RPG-7 a potem dwa kolejne, powodując ciężkie uszkodzenia. Piloci ledwo opanowali śmigłowiec, ale jeden z komandosów SEALs wypadł przez otwarte tylne wrota i spadł z kilku metrów na śnieg. Jeden z kolegów zdołał złapać go za plecak, ale wyślizgnął mu się z rąk. Piloci próbowali zawrócić, ale ciężkie uszkodzenia to uniemożliwiły i musieli wylądować awaryjnie kilka kilometrów dalej w dolinie.

Szybko zorganizowano akcję ratunkową przy pomocy drugiego MH-47, który zabrał rozbitków. Chapman i kilku komandosów SEALs zgłosiło się na ochotnika. Mieli wysiąść na Takur Ghar i poszukać zaginionego towarzysza. Drugi śmigłowiec zbliżający się do szczytu  też dostał się pod ogień i został uszkodzony, ale zdołał wysadzić komandosów. Natychmiast zostali ostrzelani z dwóch dobrze zamaskowanych bunkrów.

Chapman wysforował się naprzód i ruszył biegiem w kierunku pierwszego bunkra, ściągając na siebie ogień. Zdołał dobiec do celu i z minimalnej odległości, praktycznie wsadzając lufę swojego karabinka do bunkra, zabił znajdujących się w środków dwóch bojówkarzy. Z jego wnętrza zaczął strzelać do kolejnych przeciwników, ale nie mogąc ich trafić wyszedł na zewnątrz wystawiając się na ostrzał, aby móc samemu skuteczniej strzelać. Podczas trwającej kilka minut wymiany ognia został trafiony w nogi i tors. Trzeci pocisk powalił go na ziemię i pozbawił przytomności.

Chapman walczył do końca

W tym momencie zaczynają się największe kontrowersje. Posuwający się za nim towarzysze byli przekonani, że zginął. Tak twierdzili podczas zeznań. Chapman leżał bez ruchu i nie było widać, żeby oddychał. Nie mogli jednak do niego podejść, bo leżał na wprost od drugiego bunkra. Ponieważ zaczynali być ostrzeliwani z kolejnych stron i pojawiało się coraz więcej przeciwników, postanowili się wycofać ze szczytu i wezwać pomoc. Twierdzą, że byli przekonani, iż zostawiają za sobą dwa ciała kolegów, po które wrócą za kilka godzin z odsieczą.

Nagrania z drona MQ-1 Predator, który krążył cały czas nad szczytem, pokazały jednak co innego. Pozostawiany samemu Chapman po jakimś czasie zaczął się ruszać. Doczołgał się do pierwszego bunkra i przez następne dwie godziny toczył z niego nierówną walkę z otaczającymi go bojówkarzami. Wystrzelał praktycznie całą amunicję jaką miał, ponad 200 nabojów. Jednego z wrogów miał zabić w walce wręcz. Według zeznań żołnierzy znajdujących się w dolinie nadawał bezskuteczne wezwania o pomoc przez radio.

Ostatecznie o świcie, kilka minut przed przybyciem kolejnych śmigłowców z odsieczą, został trafiony ostatni raz. Tym razem śmiertelnie. Pocisk trafił go prosto w aortę, która "eksplodowała".

Dopiero po trwającej jeszcze kilka godzin zaciętej bitwie, która kosztowała życie pięciu kolejnych Amerykanów, udało się opanować Takur Ghar i okolicę.

Britt Slabinski, komandos SEALs, który za bitwę na Takur Ghar też dostał Medal Honoru. Zdjęcie na szczycie już po bitwieBritt Slabinski, komandos SEALs, który za bitwę na Takur Ghar też dostał Medal Honoru. Zdjęcie na szczycie już po bitwie Damon Moritz/US DoD

Bitwa o Medal Honoru

Przebieg wydarzeń szybko zaczął wywoływać kontrowersje w społeczności amerykańskich sił specjalnych. Stanowiący większość uczestników walki komandosi SEALs, służący formalnie w US Navy, twierdzili, że Chapman zginął na początku walki i nie zostawili go rannego na pastwę wroga. Sprawa nie została jednak tak zostawiona. Chapman był komandosem jednostki specjalnej lotnictwa wojskowego USAF, wyspecjalizowanym w koordynowaniu nalotów. Lotnicy nie chcieli odpuścić marynarzom i twierdzili, że ci popełnili poważny błąd a na dowód mieli nagrania ze swojego drona.

Do białości spór rozgrzały dyskusje nad tym, jakie odznaczenia należą się komu za bitwę. Według śledztwa dziennikarskiego amerykańskiego "Newsweeka" US Navy i SEALs mieli blokować Medal Honoru dla Chapmana, ponieważ oznaczałoby to w sposób nieunikniony przyznanie się do pozostawienia go rannego na szczycie. Spór ukryty za zasłoną tajemnicy otaczającą siły specjalne ciągnął się latami.

Ostatecznie konflikt został rozstrzygnięty salomonowo. US Navy wywalczyła Medal Honoru dla Britta Slabinskiego - dowódcy drużyny, która zostawiła Chapmana na szczycie. Komandos wykazał się niezaprzeczalnym bohaterstwem podczas starcia, jednak jego kartę skaziło to, że początkowo biegł za Chapmanem, a potem to on patrzył na jego ciało, to on stwierdził, że nie widać oddechu i to on nakazał odwrót. Tymczasem Chapman początkowo dostał pośmiertnie tylko Krzyż Sił Powietrznych, najwyższe odznaczenie USAF, znacznie niższe rangą. Dopiero w 2017 roku podjęto decyzję, aby jemu też przyznać Medal Honoru.

Slabinski otrzymał swoje odznaczenie w maju 2018 roku. Chapman kilka miesięcy później, 23 sierpnia. Odebrała je z rąk prezydenta Donalda Trumpa wdowa.

Donald Trump wręczył pośmiertny Medal Honoru wdowie po Johnie Chapmanie, Valerie NesselDonald Trump wręczył pośmiertny Medal Honoru wdowie po Johnie Chapmanie, Valerie Nessel Staff Sgt. Rusty Frank/US DoD

Więcej o: