Pożary w Grecji, które zaczęły rozprzestrzeniać się w poniedziałek, spowodowały śmierć co najmniej 76 osób. Niemal 200 osób zostało rannych. Nie wiadomo jeszcze, ile uznaje się za zaginione. Spłonęło ponad 2,5 tysiąca domów i setki samochodów. Premier Alexis Tsipras ogłosił trzydniową żałobę narodową.
Najtrudniejsza sytuacja wystąpiła w regionie Attyka i w miejscowości Mati. Przez całą noc wielu Greków poszukiwało swoich bliskich, niektórzy z latarkami w rękach przeczesywali okolicę. Nie ma tam bowiem prądu ani wody. Przygotowane zostały specjalne miejsca schronienia dla osób, które zostały bez dachu nad głową.
Wśród ofiar pożarów są Polka i jej syn, mieszkańcy Wadowic. Zginęli, gdy zatonęła łódź, którą wraz z ośmiorgiem innych turystów próbowali uciec z zagrożonego hotelu.
Ratownicy przeszukują miejsca dotknięte ogniem, odnajdują zwęglone ciała ludzi i zwierząt w spalonych domach lub samochodach.
Według agencji AFP w miejscowości Mati odnaleziono ciała 26 osób, w tym dzieci. Próbowali uciec przed ogniem, obejmowali się wzajemnie. Jak stwierdził obecny na miejscu ratownik, byli to "prawdopodobnie członkowie rodzin, przyjaciele lub obcy ludzie, skupieni w ostatniej próbie walki o bezpieczeństwo".
Co najmniej sześć osób zginęło w morzu w trakcie ucieczki przed płomieniami.
Walka z ogniem nadal trwa. Jak poinformował na Twitterze prezydent Andrzej Duda, do Grecji pojadą dwa zespoły modułowe Państwowej Straży Pożarnej, które mają wesprzeć akcję ratunkowo-gaśniczą.
Chorwacja zaoferowała greckiemu rządowi dwa samoloty Canadair, dzięki którym można gasić pożary z powietrza. Na podobny krok zdecydowały się m.in. Włochy i Hiszpania. Pomoc zaproponowała także niemiecka kanclerz Angela Merkel i turecki minister spraw zagranicznych Mevlut Cavusoglu.