Tuż przed spotkaniem Donald Trump - Władimir Putin specjalny prokurator, który bada rosyjską ingerencję w wybory w USA, oskarżył 12 agentów rosyjskiego wywiadu o hackowanie w czasie kampanii. Wiadome było, że po tym temat "rosyjskiego śledztwa" pojawi się na konferencji po rozmowie prezydentów. Tak się stało - a sposób, w jaki Trump mówił o sprawie, wywołał ostrą krytykę.
- Prezydent Putin właśnie zaprzeczył, że ingerował w amerykańskie wybory. Ale wszystkie agencje wywiadowcze w USA oceniają, że doszło do takiej ingerencji. Komu pan wierzy, panie prezydencie? Czy potępi pan to teraz przed całym światem? - zapytał po koniec konferencji dziennikarz agencji AP. Trump zaczął od... krytykowania FBI i tego, jak prowadzono śledztwo w sprawie hackowania Partii Demokratycznej.
Prezydent USA sugerował, że za złe stosunki odpowiedzialne są "obie strony" i nie wymienił ani jednej rzeczy, która byłaby jego zdaniem negatywnym działaniem Rosji. - Prezydent Putin właśnie powiedział mi, że za [ingerencją w wybory - red.] nie stała Rosja. Ja nie widzę żadnego powodu, dla którego Rosjanie mieliby to zrobić - powiedział Trump. - Mam wiarę w moich agentów wywiadu. Ale prezydent Putin był bardzo mocny i pewny w zaprzeczaniu - powiedział Trump. Chwalił też Putina za to, że chce zaoferować "współpracę z rosyjskimi służbami" ws. śledztwa. - To niesamowita oferta - dodał Trump. Prezydent nie potępił Rosji za ingerencję w wybory.
Jeden z pierwszych i ostrzejszych komentarzy po tej i innych wypowiedział napisał na Twitterze były szef CIA John O. Brennan. "Konferencja Donalda Trumpa przekracza próg 'przestępstw urzędniczych'. To było nie mniej niż zdrada. Komentarze Trumpa nie tylko były imbecylne, on jest całkiem w kieszeni Putina. Republikańscy patrioci: gdzie jesteście?" - napisał.
Szachista i znany krytyk Władimira Putina Garri Kasparow napisał na Twitterze, że "jest gotów nazwać to najczarniejszą godziną w historii amerykańskich prezydentów". Ocenił, że Putin dostał to, czego chciał - relacje równego z równym z USA. Z kolei działania Trumpa nazwał "słabością lub zdradą".
Trump skrytykowali amerykańscy politycy, w tym z jego własnej partii. "Stracona okazja do tego, by prezydent Trump pociągnął Rosję do odpowiedzialności za ingerencję w wybory w 2016 roku i wydał ostrzeżenie w kwestii przyszłych głosowań. Jego odpowiedzi będą widziane w Rosji jako oznaka słabości i stworzą więcej problemów, niż rozwiążą" - napisał Lindsey Graham, jeden z ważniejszych senatorów Partii Republikańskiej. Dodał też, że "gdyby chodziło o niego", to sprawdziłby, czy w piłce otrzymanej od Putina nie ma podsłuchów.
Inny Republikanin Jeff Flake napisał, że "nie sądził, iż doczeka dnia, kiedy amerykański prezydent będzie stał obok prezydenta Rosji i winił USA za rosyjską agresję. To skandaliczne". Mark Warner z senackiej komisji ds. wywiadu ocenił, że "stawanie przez prezydenta po stronie Rosji i winienie naszych agentów za rosyjskie ataki to kompletna hańba". Trumpa krytykowali też dziennikarze i komentarzy, w tym w bardzo przychylnej mu telewizji Fox News.
Były ambasador RP w Kanadzie Marcin Bosacki ocenił, że to "najdziwaczniejszy szczyt w historii". Chwalił też amerykańskich dziennikarzy, którzy zadali oby prezydentom ważne i trudne pytania. "Zwycięzcą szczytu są wolne, amerykańskie media" - napisał na Twitterze.
Jeśli jesteś bardziej wymagającym czytelnikiem, to musisz wypróbować nasz nowy newsletter >>>