Po 18 dniach spędzonych w częściowo zalanej wodą, ciemnej jaskini w północnej Tajlandii, grupa 12 chłopców przebywa w szpitalu Chiang Rai. Są tam również trener młodych piłkarzy, a także czterej nurkowie i lekarz, którzy spędzili z nimi ostatnie dni pod ziemią. Wszyscy przechodzą szczegółowe badania.
Akcja ratunkowa w Tajlandii zakończyła się we wtorek. Jak podaje brytyjski dziennik "The Guardian", jej powodzenie wisiało na włosku. Gdy kilka godzin po zakończeniu akcji nurkowie i członkowie zespołu ratownictwa wciąż zbierali sprzęt, doszło do awarii pomp wodnych.
Nurkowie, którzy znajdowali się w tzw. komnacie trzeciej, czyli bazie wewnątrz jaskini, usłyszeli nagle krzyki i zobaczyli grupę ratowników uciekających przed wzrastającym poziomem wody. Wkrótce cała ekipa musiała znaleźć się na zewnątrz - podaje "Guardian".
Lekarze obawiają się, że podczas pobytu w jaskini nastolatkowie mogli nabawić się groźnych dla zdrowia infekcji. Jedną z poważniejszych mogłoby być zarażenie wirusem Nipah, przenoszonym przez nietoperze. Wywołuje on między innymi zapalenie mózgu i ciężkie zapalenie płuc. Inne niebezpieczne infekcje mogły zostać spowodowane przez zanieczyszczoną wodę.
Dopóki nie będą znane wyniki wszystkich badań, młodzi pacjenci mogą widzieć swoje rodziny tylko przez szyby izolatek. Nie mogą spotykać się z najbliższymi także ze względu na to, że mają osłabiony system odpornościowy.
Po ponad dwutygodniowym pobycie w jaskini wszyscy chłopcy byli zziębnięci, wygłodniali i mieli spowolnione tętno. Niektórzy muszą nosić ciemne okulary, aby ich oczy przyzwyczaiły się na powrót do światła słonecznego. Lekarze są też ostrożni jeśli chodzi o dietę uratowanych. Na razie są odżywiani czekoladą, pieczywem i ryżem na mleku. Nie dostają potraw z mięsa, o których marzyli pod ziemią.
23 czerwca 12 członków młodzieżowej drużyny piłkarskiej w wieku od 11 do 16 lat i towarzyszący im 25-letni trener zeszli w głąb jaskini Tham Luang. Drogę wyjścia odcięła im woda, która zalała korytarze po obfitych opadach deszczu. 2 lipca, czyli po 9 dniach, zostali odnalezieni. Początkowo mówiono, że ich wydobycie może potrwać kilka tygodni, a nawet miesięcy. Decyzję o rozpoczęciu akcji ratunkowej podjęto między innymi ze względu na złe prognozy pogody. Zbliżający się front burzowy mógł zniweczyć dwutygodniową pracę związaną z wypompowywaniem wody z jaskini. W miejscu, gdzie znajdowali się chłopcy, obniżał się również poziom tlenu, co w dłuższej perspektywie zagrażało ich życiu.
ZOBACZ TAKŻE: Psycholog o chłopcach z Tajlandii: Mogą mieć traumę. Panikę może wywołać nawet zgaśnięcie światła >>>
W operacji w podziemnych korytarzach prowadzących do uwięzionych chłopców uczestniczyło blisko 20 płetwonurków. W sumie na miejscu było około stu, a liczbę członków wszystkich służb biorących udział w akcji szacuje się na tysiąc. Czterech pierwszych chłopców uratowano w niedzielę, czterech kolejnych - w poniedziałek, a ostatnich czterech i trenera - wczoraj.
Trasa od komory w jaskini, w której schronili się dzieci i trener, do wyjścia liczy około czterech kilometrów i była wyjątkowo trudna do pokonania. Trzeba było na zmianę iść, wspinać się, brodzić w wodzie i nurkować w niej. Chłopcom podano środki uspokajające, by w trakcie akcji ratunkowej nie wpadli w panikę.