Mundial ma też swoją "polityczną" odsłonę. Jeszcze przed mistrzostwami świata w Rosji poszczególni politycy, premierzy czy prezydenci - nie mówiąc tego wprost - raczej dystansowali się od wizyty na rosyjskich stadionach.
To efekt prośby brytyjskich władz, które apelowały o bojkot mundialu w świetle próby otrucia byłego podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córki Julii w Salisbury, za co odpowiedzialni mają być Rosjanie.
W geście solidarności europejskie kraje bojkotowały więc mundial. Robił to też prezydent Andrzej Duda, który zapowiedział, że "może" pojawi się na meczy polskiej reprezentacji, a najlepiej, jeśli byłby to mecz finałowy.
W piątek, po wygranej Francji z Urugwajem, Trójkolorowi awansowali do półfinału mistrzostw świata. Na ten sukces kadry narodowej zareagował prezydent Emmanuel Macron, który zapowiedział, że pojawi się w Rosji, by kibicować Trójkolorowym. Mecz Francja - Belgia o wejście do finału mundialu rozegrany zostanie 10 lipca w Sankt Petersburgu.
"Prezydent Macron będzie obecny na meczu rozgrywanym przez reprezentację Francji w Rosji" - brzmi stanowisko wydane przez Pałac Elizejski, które przekazano agencji AFP.
Do decyzji Macrona odniósł się już Kreml. Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Rosji Władimira Putina, przekazał w rozmowie z agencją RIA, że władze Federacji "cieszą się, że przyjedzie prezydent Macron".
Emmanuel Macron jeszcze przed mundialem złożył obietnicę, że jeśli Francja wejdzie do półfinału, to mimo wspomnianego bojkotu, pofatyguje się do Rosji. To "wyłamanie się" prezydenta Francji oznacza, że jest pierwszym "łamistrajkiem" w gronie europejskich przywódców.
Ciekawy pozostaje scenariusz, co zrobią Brytyjczycy w razie awansu reprezentacji Anglii do półfinału, a może nawet finału. To szefowa rządu tego kraju Theresa May prezentowała najostrzejsze stanowisko w sprawie bojkotu, rozważała nawet rozszerzenie go, a w angielskich mediach spekulowano, czy reprezentacja w ogóle pojedzie.