Niedzielne wybory w Meksyku są nazywane "największymi w historii" - jednego dnia nawet 88 mln zarejestrowanych wyborców wybierze prezydenta i członków obu izb parlamentu, a także władze lokalne i stanowe. Wśród mieszkańców panuje złość na obecnego prezydenta i władze w związku z korupcją oraz rosnącą przestępczością. Z tymi wyzwaniami - a także trudnym partnerem w postaci prezydenta Donalda Trumpa - będą musiały poradzić sobie nowe władze.
Jednym z głównych wyzwań jest walka z przestępczością, w tym morderstwami i korupcją (także w policji). Meksyk ma jeden z najwyższych wskaźników zabójstw na świecie i najwyższy w najnowszej historii kraju. 5 z 10 miast z największą liczbą zabójstw na 100 tys. mieszkańców znajduje się w tym kraju.
Przemoc nie omija świata polityki. Tylko w trakcie kampanii zginęło 132 polityków, w tym ponad 40 kandydatów na różne stanowiska. Na kilka dni przed wyborami.
Kandydat do parlamentu Fernando Puron zginął tuż po tym, jak na wiecu obiecywał walkę z przestępczością. Polityk podszedł do jednej z osób na wiecu, by zrobić sobie zdjęcie, a w tym momencie ktoś podszedł do niego od tyłu i go zastrzelił. Zaledwie na kilka dni przed wyborami zastrzelono kandydata do władz stanowych, Emigdio Lopeza Avendane. CNN opisuje, że motywy zabójstw są często nieznane. Jednak prawdopodobnie za większością stroją kartele narkotykowe, którym lokalni politycy narazili się tym, że nie chcą przymykać oka na działalność kryminalną.
Z przemocą związana jest korupcja wśród władz i policji. W ostatnim tygodniu przed wyborami zabito Fernando Angeles Juárez, kandydata na burmistrza miasta Ocampo. Po tym cała policja w mieście została aresztowana pod zarzutem utrudniania śledztwa. Najpierw wysłano do miasta siły federalne, by przesłuchać urzędnika odpowiedzialnego za bezpieczeństwo. Jednak lokalni policjanci... oddali strzały ostrzegawcze i nie wpuścili śledczych. Po tym aresztowano wszystkich 27 funkcjonariuszy.
O sytuację w dużej mierze obwiniany jest obecny prezydent, Enrique Peña Nieto. Choć nie kandyduje (w Meksyku prezydent może służyć tylko przez jedną kadencję), ludzie i tak wyrażają złość na niego i partię rządzącą PRI (Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna). W mediach społecznościowych krążą nagrania (wiele sprzed kampanii wyborczej), na których ludzie krzyczą "Peña Nieto, pier**l swoją matkę". Prezydent zaczynał kadencję z poparciem 54 proc. wyborców, a w lutym zeszłego roku spadło ono do 17 proc.
Z ramienia partii prezydenta startuje José Antonio Meade, który wg sondaży praktycznie nie ma szans na prezydenturę. Partia PRI w ciągu 90 lat istnienia rządziła krajem przez w sumie 77 lat i ma raczej niskie wyniki w sondażach. Jeszcze mniejsze poparcie mają niezależna Margarita Zavala, żona byłego prezydenta Felipe Calderóna, oraz Jaime Rodríguez Calderón, który zapowiadał przywrócenie kary śmierci i obcinanie dłoni złodziejom.
Drugim wg sondaży kandydatem jest prawicowy Ricardo Anaya. Jednak w meksykańskich wyborach nie ma drugiej tury, a do zwycięstwa wystarczy zwykła większość głosów. Zatem najpewniej wygra je Andrés Manuel López Obrador (nazywany AMLO). Jego sondażowe poparcie wzrosło od ok. 30 proc na początku roku do ponad 50 w ostatnich badaniach przed wyborami.
Obrador to 64-letni polityk lewicy, który w latach 2000-2005 był szefem rządu Meksyku. Już dwa razy bezskutecznie ubiegał się o fotel prezydenta. Teraz jego retoryka stała się bardziej umiarkowana, znalazł też sojuszników nie tylko po swojej stronie sceny politycznej. Obrador odwołuje się do populistycznych haseł, w tym o "odebraniu władzy establishmentowi i biznesmenom", których nazywa "mafią elit".
AMLO z pewnością jest zdeterminowany, by wygrać wybory, co może pokazywać jego reakcja na poprzednią przegraną. Po tym, jak nie udało mu się zdobyć większości w wyborach w 2006 roku, wezwał zwolenników do okupacji miasta Meksyk. 500 tys. demonstrujących sparaliżowało centrum. Na głównym placu stolicy powstało miasteczko namiotowe, a Obrador - choć przegrał wybory - urządził ceremonię, w której obwołał się "prawowitym prezydentem" Meksyku.
- To, co stało się dla ludzi priorytetem w tych wyborach, to aby nie było dalej tak samo - mówi agencji AP absolwent ekonomii i zwolennik Obradora Rogelio Salgado. - Chodzi o to, aby usunąć ich wszystkich ze stołków, bez wyjątku. Kto chce, aby dalej było tak, jak jest? - mówi o złej sytuacji ekonomicznej i przestępczości. - Ludzie mają dość - dodaje.
Obradora stawia się jako sojusznik "zwykłych ludzi" i przeciwnik "sojuszu biznesmenów i skorumpowanych polityków". Zapowiada przełomową transformację kraju. - Skończymy z korupcją. Dla dobra wszystkich, będziemy stawiać ubogich na pierwszym miejscu - mówił do tłumów na jednym z wieców. Podczas spotkania pod koniec kampanii jego zwolennicy wypełnili stadion piłkarski.
Jednak przeciwnicy boją się, że lewicowy Obrador może jeszcze pogłębić sytuację gospodarki. Niektórzy podają jako przykład Wenezuelę, gdzie poprzedni prezydent Hugo Chávez zdobył poparcie na socjalnych obietnicach - jednak po jego śmierci i spadku cen ropy, z której utrzymywał się kraj, doszło do zapaści. Dziś sytuacja w Wenezueli jest katastrofalna, a władza zmierza w stronę autorytaryzmu. Jednak doradcy Obradora zapewniają, że nie zamierza on zwiększać deficytu i długu państwa. Innym zmartwieniem jego przeciwników jest to, czy populista z ostrą retoryką nie zaogni i tak napiętej sytuacji z USA pod rządami Donalda Trumpa.
Agencja AP opisuje, że o ile w sprawie ekonomii i korupcji kandydaci przedstawią odważne obietnice, to w kwestii przestępczości brakuje konkretów. A ludzie liczą na poprawę bezpieczeństwa. - Muszą coś zrobić z przestępczością. Mamy tego serdecznie dość - mówiła dziennikarzom 31-letnia Joselin Valle. Specjalistka ds. marketingu nie zdecydowała, na kogo głosować, ale nie przekonują jej propozycje żadnego z kandydatów.
To, na ile Obrador będzie mógł przeprowadzić swoje zapowiadane reformy, zależy też od wyniku jego partii w parlamencie. Kandyduje on z ramienia nowej (powołanej w 2014 roku), lewicowej partii MORENA. W jego koalicji w wyborach parlamentarnych jest jeszcze lewicowa Partia Pracy, ale też konserwatywna PES, która m.in. sprzeciwia się małżeństwom osób tej samej płci.
Jeszcze rok temu koalicja miała poparcie 16,7 proc. wyborców, jednak od tego czasu mocno wyprzedziła koalicję partii rządzącej oraz sojusz konserwatywno-chrześcijańskiej PAN oraz centrolewicowej PRD. MORENA prowadzi w sondażach od miesięcy, a koalicja partii Obrador wg badań może liczyć nawet na 45 proc. głosów.
Wybory w Meksyku opisywane są jako "największe w historii" - i to na kilku płaszczyznach. Z jednej strony rekordowa jest liczba zarejestrowanych wyborców, a ponadto w czasie zbiegają się wybory prezydenckie, parlamentarne i stanowe. Z drugiej zaś strony duża jest liczba spraw, które miały znaczenie w kampanii. Wynik zdaje się być przesądzony i Andrés Manuel López Obrador może liczyć, że przy swojej trzeciej próbie zostanie prezydentem z dużym poparciem. Po tym jednak będzie musiał spełnić ogromne oczekiwania, by tego poparcia nie stracić. Enrique Peña Nieto - któremu dziś wyborcy każą "pier**ć swoją matkę" - zaczynał z poparciem na poziomie ponad 50 proc.