Dennis Rodman, były koszykarz m.in. Chicago Bulls, poznał Kim Dzong Una w 2013 roku, gdy udał się do Korei Północnej na pokaz koszykówki. Później odwiedzał ten kraj kilkakrotnie. Rodman nazywa przywódcę Korei Północnej przyjacielem i wielokrotnie apelował, by USA postawiły na rozmowy z Pjongjangiem.
Rodman przebywa obecnie w Singapurze, gdzie na szczycie spotkali się Donald Trump i Kim Dzong Un. Sportowiec w rozmowie z CNN komentował to wydarzenie:
On myśli w kategoriach 21. wieku, stara się dokonać postępu w swoim kraju. Donald Trump wykonuje świetną robotę demonstrując, że Ameryka ma otwarte ramiona.
W pewnym momencie Dennis Rodman nie potrafił ukryć wzruszenia, zaczął mówić:
To niezwykłe, to niezwykłe. Gdy wróciłem do domu grożono mi śmiercią, a ja wierzyłem w Koreę Północną. Nie mogłem wrócić do domu, musiałem się ukrywać 30 dni! Ale trzymałem głowę wysoko, wiedziałem, że to się zmieni.
Wtedy Rodmanowi, który wystąpił w czapeczce "Make America Great Again", z oczu pociekło kilka łez, a prowadzący rozmowę Chris Cuomo uspokajał sportowca, wskazując, że wie, że "jest emocjonalny".
Gdy prowadzący rozmowę zwrócił uwagę, że mówi o dyktatorze, który odpowiada za śmierć i cierpienia tysięcy ludzi, Dennis Rodman odpowiedział, że nie zajmuje się polityką i że koncentrował się na zbudowaniu przyjaznych relacji. - Reszta jest w rękach prezydenta Trumpa i Białego Domu - dodał.
Koszykarz apelował o cierpliwość. Podkreślił, że nic nie wydarzy się w ciągu jednej nocy i że szczyt Trump-Kim rozpoczyna proces, który może doprowadzić do tego, że świat stanie się bezpieczniejszy.