W magazynie przetrzymywano głosy z jednej z komisji wyborczych w Bagdadzie. Nie wiadomo, co wywołało pożar i jaki jest zakres szkód. Przedstawiciel władz Bagdadu w rozmowie z Al-Jazeerą stwierdził, że spaliły się wszystkie urny. Z kolei rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych przekonywał, że wprawdzie jakieś urny mogły zostać nadpalone, ale najważniejsze z nich są w tych halach, których nie dotknął pożar.
Do zdarzenia doszło przed planowanym ponownym, ręcznym liczeniem głosów po tym, jak pojawiły się oskarżenia o fałszowanie wyborów - podaje serwis Rudaw. Parlament zarządził też zniszczenie głosów oddanych przez kurdyjskie siły bezpieczeństwa, wewnętrznych uchodźców i obywateli mieszkających za granicą Iraku.
Dotychczasowy premier Iraku Hajdar al-Abadi nazwał pożar "spiskiem przeciwko Irakowi". Nakazał też służbom "ostro" rozprawiać się z ewentualnymi podobnymi przypadkami.
Spiker irackiego Parlamentu wezwał do przeprowadzenia ponownych wyborów i aresztowania oszustów. - Chodziło o to, by ukryć oszustwo i manipulowanie głosami, oszukać Irakijczyków i zmienić ich wybory - mówił Salim al-Dżaburi. Również Koalicja Wiary, sojusz popieranych przez Iran bojówek szyickich, który uzyskał drugi wynik w wyborach, uważa, że pożar został wywołany celowo.
W Iraku po raz pierwszy użyto do liczenia elektronicznego systemu, a wynik wyborów był dużym zaskoczeniem. Koalicja szyickiego duchownego Muktady as-Sadra zwyciężyła, zdobywając 54 z 328 miejsc. W ubiegłym tygodniu parlament zdecydował jednak o ponownym przeliczeniu 11 milionów głosów. Kontrolę nad ponownym liczeniem odebrano komisji wyborczej i przekazano komitetowi dziewięciu sędziów.