Czterech z siedmiu sędziów zdecydowało, że Sąd Najwyższy nie może orzekać w sprawie zakazu aborcji ze względów proceduralnych. Jednocześnie większość sędziów przyznała, że prawo aborcyjne Irlandii Północnej jest niezgodne z Europejską Konwencją Praw Człowieka, a precyzyjnie - prawem do poszanowania życia prywatnego i rodzinnego.
Sędzia Lord Manace stwierdził, że obecne prawo "traktuje ciężarną kobietę jak pojazd, który musi donosić płód, niezależnie od okoliczności, niezależnie od jej woli". Jak zauważa "The Guardian", chociaż względy proceduralne sprawiły, że sąd nie mógł oficjalnie orzec niezgodności zakazu aborcji z prawem, to "w wyjątkowo jasny" sposób dał do zrozumienia, że przepisy muszą ulec zmianie i wezwał do natychmiastowej "radykalnej rekonstrukcji". Sędziowie zapowiedzieli również, że jeśli ofiary dzisiejszego prawodawstwa wytoczą procesy, z ogromnym prawdopodobieństwem je wygrają.
Czworo członków SN stwierdziło, że do łamania praw człowieka dochodzi, gdy zakazuje się przerwania ciąży w przypadku gwałtu i kazirodztwa. Jeszce jedna sędzia dodała, że prawa człowieka są łamane także w przypadku, gdy doszło do nieodwracalnego uszkodzenia płodu.
"Chociaż sędziowie nie orzekli o niezgodności, bo sprawa technicznie została odrzucona, orzeczenie pozwoli zwiększyć nacisk polityczny na rząd, by Irlandia Północna rozpoczęła debatę na ten temat" - pisze o sprawie "The Guardian".
Władze w Belfaście jako jedyne w Wielkiej Brytanii nie wdrożyły Abortion Act z 1967 roku, który dopuszcza aborcję do 24. tygodnia ciąży, gdy występuje zagrożenia życia lub zdrowia (w każdym przypadku - fizycznego lub psychicznego) kobiety, gdy kontynuowanie ciąży wiąże się z ryzykiem wystąpienia uszczerbku na zdrowiu już narodzonych dzieci, gdy istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się niepełnosprawne.
W Irlandii Północnej przerywanie ciąży jest zakazane, a kodeks karny przewiduje za nie nawet dożywotnią karę pozbawienia wolności. Jedyny wyjątek stanowi zagrożenie zdrowia i życia matki, ale niesprecyzowane przepisy sprawiły, że lekarze boją się dokonywać zabiegu. Większość Irlandek terminuje ciążę, w którymś z sąsiednich krajów - Anglii, Walii lub Szkocji.
Z badań opinii publicznej wynika, że większość Irlandczyków z Północy opowiada się za liberalizacją przepisów.
Pod koniec maja w Irlandii (tzw. Republice Irlandii, nie Irlandii Północnej) odbyło się referendum, w którym obywatele zdecydowali o odrzuceniu jednego z najbardziej restrykcyjnych na świecie prawa aborcyjnego. Ponad 66 procent uczestników referendum zagłosowało za wykreśleniem z konstytucji poprawki mówiącej, że prawo do życia nienarodzonego jest równe prawu do życia matki.
Premier Irlandii Leo Varadkar opowiadał się za zmianami i zapowiedział, że nowe prawo wejdzie w życie do końca roku. - Nigdy więcej lekarzy mówiących swoim pacjentom, że nic nie można dla nich zrobić w ich własnym kraju, nigdy więcej samotnych podróży przez Morze Irlandzkie, nigdy więcej piętna, gdy zostanie uchylona zasłona tajemnicy - powiedział Varadkar tuż po ogłoszeniu oficjalnych wyników.
Znieść restrykcyjne przepisy aborcyjne mogłaby premier Theresa May, ale uważa jednak, że powinna to być decyzja autonomicznych władz w Belfaście. Te decyzji nie podejmą, bowiem od ponad roku w kraju nie ma rządu, ze względu na brak porozumienia głównych partii.
May obawia się też przeciwstawienia swojemu koalicjantowi - Demokratycznej Partii Unionistycznej, która jest radykalnie przeciwko aborcji. Gdyby May straciła poparcie DUP, straciłaby też większość do procedowania kluczowych ustaw w parlamencie,