Wystąpienia Palestyńczyków mają związek z decyzją Donalda Trumpa, że w poniedziałek 14 maja amerykańska ambasada została przeniesiona z Tel Awiwu do Jerozolimy. Otwarcie ambasady zbiega się z 70. rocznicą proklamowania niepodległości przez Izrael.
W protestach według IDF (Siły Obronne Izraela, Israeli Defense Forces) ma uczestniczyć ponad 35 tys. osób w 12 miejscach przy granicy. Dochodzi do brutalnych starć, Izraelczycy postrzelili m.in. ludzi próbujących podłożyć bomby, z kolei protestujący palą opony i rzucają kamieniami w stronę żołnierzy.
Oprócz 16 ofiar śmiertelnych, co najmniej 500 osób zostało rannych. Jak opisuje CNN, wśród ofiar jest m.in. 21-letni Anas Hamdan Qdeih, który zginął w Chan Junus (południowa część strefy Gazy). Około godz. 14 liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 25, a rannych do 1000 - poinformował haaretz.com.
W zaledwie 30 minut pojawiły się kolejne doniesienia, że zginęło tam co najmniej 37 osób, a 1600 zostało rannych. Później liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 43 - wynikało z informacji podanych przez CNN.
Po godz. 18 CNN, powołując się na doniesienia Ministerstwa Zdrowia Palestyny przekazało, że zginęły 52 osoby, a ponad 2,4 tysiąca zostało rannych.
Turcja oskarżyła USA o współudział w mordowaniu ludzi w Strefie Gazy. Premier kraju Binali Y?ild?rim powiedział, że Stany Zjednoczone wraz z Izraelem uczestniczą w masakrze cywilów i stały się stroną zbrodni przeciwko ludzkości. "To ohydna masakra i mocno ją potępiamy" - dodał.
Swój sprzeciw wobec sytuacji w strefie gazy wyraziły także Niemcy i Francja. Rzeczniczka ministerstwa spraw zagranicznych powiedziała, że prawo do pokojowego protestu musi mieć również zastosowanie w Strefie Gazy. Dodała, że Izrael ma prawo zabezpieczyć swoje ogrodzenie graniczne przed gwałtownymi wtargnięciami, ale powinien stosować należyte proporcje.
Francuski minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian wezwał obie strony, by zapobiegły ponownemu wybuchowi konfliktu izraelsko-palestyńskiego. "Francja ponownie wzywa władze izraelskie do ostrożnych i powściągliwych działań z użyciem siły, które musi być ściśle proporcjonalne" - powiedział Le Drian w oświadczeniu. Zwrócił uwagę na konieczność ochrony ludności cywilnej, w szczególności nieletnich oraz na prawo Palestyńczyków do pokojowego protestowania.
"Będziemy chronić obywateli"
Każdy kraj ma obowiązek bronić własnych granic - odpowiedział na Twitterze premier Izraela Benjamin Netanyahu. Oskarżył Hamas o wysłanie tysięcy ludzi, aby przebili się przez granicę Strefy Gazy, by zrealizować cel zniszczenia Izraela. Jak dodał Netanjahu "będziemy nadal działać z determinacją, aby chronić naszą suwerenność i naszych obywateli.
Jeszcze przed 14 maja IDF zrzucały broszury na terenie Gazy, by Palestyńczycy nie zbliżali się do ogrodzenia, które oddziela Izrael od Gazy. Od marca na tamtych terenach w związku z protestami Izraelczycy zastrzelili ponad 50 osób - wynika z szacunków palestyńskiego Ministerstwa Zdrowia.
Izrael utrzymuje, że według informacji wywiadu Hamas (palestyński ruch oporu) planował w najbliższym czasie "masakrę".
ONZ wydało oficjalne wezwanie do Izraela, w którym zaapelowało o "położenie kresu nieproporcjonalnego użycia siły przeciwko palestyńskim demonstrantom w Strefie Gazy" i do pełnego "poszanowania prawa humanitarnego i zniesienia blokady".
Po godz. 16 czasu lokalnego (po godz. 15 czasu polskiego) w Jerozolimie doszło do oficjalnego otwarcia przeniesionej z Tel Awiwu ambasady.W uroczystościach biorą udział miedzy innymi córka prezydenta Donalda Trumpa - Ivanka oraz jej mąż Jared Kushner. Będą reprezentować amerykańskiego przywódcę jako jego bliscy doradcy.
W uroczystości bierze dział ponad 800 gości. Przewodniczy jej ambasador Stanów Zjednoczonych w Izraelu David Freidman. Wśród amerykańskich oficjeli na miejscu będą są m.in. innymi zastępca sekretarza stanu John Sullivan oraz sekretarz skarbu Steven Mnuchin. Prezydent Donald Trump nie zdecydował się na wizytę w Izraelu. Ma na żywo połączyć się z uczestnikami uroczystości.
Ambasada została utworzona na terenie dotychczasowego konsulatu Stanów Zjednoczonych w Jerozolimie. Na początku ma w niej pracować kilkadziesiąt osób. Decyzję o przeniesieniu placówki z Tel Awiwu podjęto po tym, gdy Donald Trump ogłosił, że uznaje Jerozolimę za stolicę Izraela. Decyzja została negatywnie oceniona między innymi przez Radę Bezpieczeństwa ONZ.
Zdaniem krytyków, obecność ambasady w poprzednim miejscu, gwarantowała większą stabilność w regionie. Palestyńczycy, podobnie jak Żydzi, uważają bowiem Jerozolimę za swoją stolicę. Palestyńczycy chcą też, by we wschodniej części miasta powstała stolica ich niepodległego państwa.
Amerykański Kongres w 1995 roku przyjął ustawę zobowiązującą Stany Zjednoczone do przeniesienia ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy. Poprzednicy Donalda Trumpa nie decydowali się jednak na ten ruch. Tłumaczyli to względami bezpieczeństwa narodowego.
Arabskie media opisują, że ta decyzja jest dowodem na niemożliwość osiągnięcia pokoju na Bliskim Wschodzie.
Publicyści gazet wydawanych nad Zatoką Perską podkreślają, że to smutny dzień dla regionu. "Inauguracja amerykańskiej ambasady w Jerozolimie nie zmieni faktu, Święte Miasto na zawsze pozostanie po części arabskie" - pisze Gulf News. Okładka gazety pozbawiona została dzisiaj kolorów. Czarno - biała grafika zwraca uwagę na problem uchodźców palestyńskich.
Wydawany w Arabii Saudyjskiej "Arab News" pisze, że spośród 86 zaproszonych państw świata swój udział w otwarciu ambasady potwierdziło 33 dyplomatów. Gazeta cytuje także słowa palestyńskich polityków. Ich zdaniem decyzja o przeniesieniu ambasady ożywi religijne konflikty i nie przyniesie pokoju. "Jerozolima przez całe wieki była miastem wielu religii" - przypomina gazeta, odwołując się do żydowskiej, chrześcijańskiej i muzułmańskiej obecności w Świętym Mieście.
Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl