Skrajnie niebezpieczną sytuację nagrali inni goście parku safari Beekse Bergen w Holandii. Na wykonanym z samochodu filmie widać, jak inni odwiedzający dwukrotnie wysiadają z samochodu w pobliżu grupy gepardów.
Za pierwszym razem otwierają drzwi i bagażnik, stoją przy samochodzie i z odległości zaledwie kilku metrów robią zdjęcia drapieżnikom. Poza dorosłymi, jest tam też kilkuletnie dziecko, które samo chodzi obok auta.
Gdy świadkowie spotykają turystów - prawdopodobnie z Francji - po raz drugi, ci chodzą w innym miejscu tuż obok gepardów. Kolejne drapieżniki podbiegają do nich, w tym do kobiety, która trzyma na rękach dziecko. - O nie! Mój Boże! O Ku***a! - krzyczą mężczyźni, którzy nagrywają sytuację. Gdy zbliża się więcej drapieżników, dwie osoby biegną do samochodu, a dwie pozostałe - wycofują się powoli. - Co to cholery! Do auta! - krzyczą świadkowie. Kobieta z dzieckiem odgania geparda ręką, gdy ten przysiada, jakby szykował się do skoku na nią. Dopiero wtedy wsiada ona do samochodu.
Autorzy nagrania mówili mediom, że ostrzegali chodzących poza autem turystów gestami, ale ci zupełnie to zignorowali.
Sprawę opisały holenderskie media, a park wydał oświadczenie na Facebooku. "Potępiamy ten incydent i jesteśmy zszokowani tym, co widać na nagraniach" - komentują. Park zapewnia, że zawsze podejmuje wszystkie możliwe środki, aby zapewnić bezpieczeństwo odwiedzającym oraz zwierzętom. Goście są informowani z kilku językach i przy pomocy obrazków, że wysiadanie z samochodu jest zabronione, podobnie jak otwieranie okien.
"Głęboko żałujemy, że te osoby zignorowały te jasne wskazania. Ale uważamy to za jednostkowy incydent, który na szczęście zakończył się dobrze dla ludzi i naszych zwierząt" - czytamy w informacji.
Niedawno poznańskie zoo w bardzo ostrym wpisie na Facebooku skrytykowało odwiedzających, których działania - choć nie tak niebezpieczne, jak chodzenie obok gepardów - także mogą skończyć się fatalnie.
Chodziło o rodziców i opiekunów, którzy łamią zakazy i chodzą z dziećmi na rękach lub sadzają je na barierkach wybiegów niebezpiecznych zwierząt, jak niedźwiedzie czy tygrys. "Ile trzeba, żeby czysta rodzicielska głupota nie skończyła się tragedią?" - pytali na Facebooku pracownicy zoo.