Pożar na budowie białoruskiej elektrowni atomowej? Aktywiści alarmują, ale jest dementi

Administracja powstającej w Ostrowcu elektrowni atomowej zaprzeczyła doniesieniom, jakoby w lutym na terenie siłowni wybuchł pożar. Takie informacje podawał Mikałaj Ułasiewicz, który już wcześniej donosił o awariach na budowie.

Mikałaj Ułasiewicz to aktywista, członek Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, który w przeszłości ujawniał m.in., że w budowanej w białoruskim Ostrowcu (ok. 250 kilometrów od polskiej granicy) elektrowni jądrowej doszło do upuszczenia korpusu reaktora.

Teraz, jak informuje telewizja Biełsat, Ułasiewicz przekazał, że na terenie budowy reaktora 17 lutego miało dojść do pożaru i awarii na terenie siłowni. Usterka miała pojawić się podczas rozruchu próbnego awaryjnej instalacji bezpieczeństwa, a w efekcie spłonąć miała stacja transformatorów. Według Ułasiewicza potrzebny był remont budynku i wymiana spalonych narzędzi.

Elektrownia dementuje

Na doniesienia Ułasiewicza odpowiedziała administracja elektrownii w Ostrowcu, wskazując, że te informacje "nie odpowiadają rzeczywistości". Władze elektrowni przyznały natomiast, że 17 lutego doszło do krótkiego spięcia na jednym z kabli, ale zniszczona została tylko jego izolacja, a do żadnego pożaru nie doszło.

ZOBACZ TEŻ: 32 lata po katastrofie reaktora w Czarnobylu. Z początku ukrywano awarię, także w Polsce

"Informacje o wielkim pożarze i zniszczeniach, jakie miał wyrządzić, są nieprawdziwe. Nie przeprowadzano jeszcze testów systemów bezpieczeństwa, są one jeszcze w fazie budowy" - brzmi stanowisko elektrowni.

Elektrownia jądrowa w Ostrowcu miała - według wstępnych założeń - wystartować w 2016 roku (wtedy uruchomiony miał być pierwszy reaktor).

Czekamy na Wasze opinie pod adresem: listydoredakcji@gazeta.pl

Co stałoby się, gdyby północnokoreańska bomba atomowa spadła na Warszawę?

Więcej o: