W 1966 roku Louise Pietrewicz miała 38 lat, mieszkała na Long Island w stanie Nowy Jork. Miała trudne życie, doświadczała przemocy ze strony męża. Pewnego dnia wyciągnęła 1200 dolarów z banku i zamknęła konto. Następnego dnia widziano ją po raz ostatni; opuszczała miasto w towarzystwie policjanta Williama Bokena, z którym się spotykała - opisuje BBC.
Pietrewicz nie udało się odnaleźć. Uznawano ją za zaginioną przez następne 52 lata.
William Boken został aresztowany w 1967 roku, jednak w związku z inną sprawą. Był podejrzany o przemoc domową. Miał bić swoją żonę. Później kobieta i dzieci stracili z nim kontakt. Były policjant zmarł w 1982 roku.
Wydawało się, że sprawa umrze śmiercią naturalną, ale tak się nie stało. Prawdopodobnie ciała Pietrewicz nie udałoby się odnaleźć, gdyby nie dociekliwość lokalnych dziennikarzy z gazety "Suffolk Times". Doprowadziła ona do wznowienia sprawy. Dopiero kiedy dziennikarze i policjanci połączyli siły, trafiano na ważny ślad. Była żona Bokena wyznała, że wie o zwłokach zakopanych pod piwnicą ich domu.
I rzeczywiście - ponad dwa metry pod podłogą piwnicy domu odnaleziono szkielet. Był zawinięty w jutowy worek i przykryty betonową płytą. Badania DNA potwierdziły, że to zwłoki Louise Pietrewicz. Śledczy nadal pracują nad ustaleniem przyczyny śmierci kobiety.
O wznowieniu śledztwa i odnalezieniu ciała poinformowano jej córkę, Sandy Blampied oraz 92-letniego brata Leo Jasinskiego. Kobieta z początku mówiła, że nie aż trudno jej uwierzyć w to, co się stało. Wspominała też ostatni dzień, kiedy widziała mamę. Sandy pożegnała się z nią i poszła do szkoły.
Blampied nie ma wątpliwości, że to Boken zabił jej matkę. Jednak - jak mówi - odnalezienie jej ciała i możliwość godnego pochówku daje jej poczucie ukojenia i domknięcia sprawy.