Choć liczba przybywających na Węgry migrantów jest nieporównywalnie niższa od tej z 2015 roku, to strasznie uchodźcami i tak zdominowało kampanię wyborczą. W węgierskich miastach zawisły plakaty z wielkim znakiem "STOP" i zdjęciem kolumny imigrantów eskortowanych przez policję na Słowenii. Wyglądają niemal identycznie jak plakaty, wykorzystywane przez partię UKIP przed referendum ws. Brexitu.
Plakat nie był elementem kampanii partii rządzącej, lecz "akcją informacyjną" rządu. Małymi literami napisano, że to "informacja rządowa". W piątek węgierski Sąd Najwyższy uznał, że rząd nie ma prawa do umieszczania takich plakatów. Chodzi o to, że wykorzystując środki rządowe w kampanii, partia rządząca narusza prawo wyborcze. Rada ministrów nie zgodziła się z tą decyzją.
Niemal pewnym zwycięzcą wyborów jest partia Orbana. Pytanie jednak, jakie będzie to zwycięstwo. Niektóre sondaże wskazują, że Fidesz może zdobyć jedynie nieznaczną większość w parlamencie. Sam Viktor Orban liczy na większość konstytucyjną. Według ostatni sondaży, Fidesz może zdobyć 123 miejsca w nowym parlamencie. O 10 mniej niż w wyborach 4 lata temu. Z kolei największe ugrupowanie opozycji, nacjonalistyczny Jobbik, ma szansę na 42 mandaty.
Wybory na Węgrzech odbywają się w systemie mieszanym. 106 ze 199 deputowanych jest wybieranych w okręgach jednomandatowych.
Premier Viktor Orban i rządzący Fidesz w kampanii przekonywali, że imigranci stanowią zagrożenie dla istnienia Węgier. Zoltan Kottasz z prorządowej gazety "Magyar Idok" tłumaczy, że władze walczą przede wszystkim z "kwotami narzucanymi przez Unię Europejską". Węgry w ostatnich latach przyjmowały uchodźców, którzy samodzielnie ubiegali się o ochronę międzynarodową. Nie przyjęto jednak ani jednego z 1294 uchodźców, którzy mieli zostać przesiedleni z obozów w Grecji i Włoszech.
Poza imigrantami celem negatywnej kampanii partii rządzącej był biznesmen i filantrop George Soros. Jest on fundatorem akcji promujących otwarte i demokratyczne społeczeństwo. Atakują go prawicowe i populistyczne partie i ruchy w wielu krajach, w tym w Polsce, Rosji, USA, na Węgrzech czy w Izraelu. Orban na jednym z wieców wskazał także, że masowej imigracji sprzyjają "europejscy przywódcy wespół z jednym spekulantem-miliarderem", mając na myśli Sorosa.
Sympatyzujący z opozycją publicysta Janos Szeky podkreśla, że zagrożenie imigracyjne to mit wykreowany na potrzeby kampanii przez władze, ponieważ obecnie nie można mówić o masowej imigracji. "A nawet wcześniej, w 2015 roku ani jeden uchodźca czy imigrant nie chciał zostać na Węgrzech. Oni chcieli przejechać do Niemiec, na zachód" - dodaje w rozmowie z Polskim Radiem.
Opozycja podnosiła, że Węgry mają inne, poważniejsze, problemy, jak korupcja sięgająca otoczenia premiera, ograniczanie swobód demokratycznych, niski poziom edukacji, czy kolejki w szpitalach. W przededniu głosowania około trzystu osób wzięło udział w Budapeszcie w marszu, którego głównym hasłem był apel o udział w wyborach parlamentarnych. Zwolennicy opozycji liczą, że przy dużej frekwencji rządzący Fidesz zdobędzie mniej mandatów.
Polecamy też: Pomnik Smoleński wpłynie na wynik wyborów na Węgrzech? Tak mówił Kaczyński w Budapeszcie