Rosyjscy komandosi pojawili się przy polskiej granicy 4 kwietnia. Wspólnie z wojskami desantowymi z Białorusi mają od 10 do 12 kwietnia ćwiczyć m.in. niszczenie grup zwiadowczych i dywersyjnych umownego przeciwnika. Dochodzi też do tego trening starć nielegalnych formacji zbrojnych czy przeprowadzanie desantu.
Jak opisuje Biełsat, na poligonie pod Brześciem ćwiczyć będą żołnierze z 76. desantowo-szturmowej dywizji wojsk powietrzno-desantowych Rosji, czyli elitarnej jednostki spod Pskowa. Ta dywizja zaprawiała się w bojach podczas rosyjskich interwencji w Gruzji, zajęcia Krymu czy też w wojnach czeczeńskich.
Również w środę rozpoczęły się też testy rakiet na Morzu Bałtyckim przeprowadzane przez rosyjską Flotę Bałtycką. Potrwają do 6 kwietnia i są przeprowadzane tuż za wodami terytorialnymi Łotwy, a także Szwecji.
Jak mówił premier Łotwy Maris Kuczinskis, jest to sytuacja bez precedensu, zwłaszcza że Flota Bałtycka swoje testy przeprowadzała zwykle w innym miejscu, w okolicach Okręgu Kaliningradzkiego, gdzie ma wyznaczone swoje poligony morskie.
- Tego typu testy odbywają się po raz pierwszy w historii tak blisko granic Łotwy. To demonstracja siły - powiedział Kuczinskis.
Szwedzkie władze poinformowały, że w związku z manewrami Rosjan mogą wystąpić utrudnienia w podróżowaniu na morzu. Marie Hallerfelt ze Szwedzkiego Urzędu Morskiego przekazała, że rosyjskie ćwiczenia odbywają się na trzech różnych obszarach w południowej i południowo-wschodniej części Bałtyku, czyli niedaleko granic morskich Polski, Łotwy i Szwecji. Są one zamknięta zarówno dla statków, jak i samolotów.
Jeden z obszarów znajduje się bardzo blisko Karlskrony (56 km od niej), gdzie znajduje się baza szwedzkiej marynarki wojennej.
Jeszcze większe utrudnienia występują na Łotwie. Ministerstwo obrony bałtyckiego kraju wezwało nawet rosyjskiego attache wojskowego, by wyrazić swoje zaniepokojenie manewrami. Te działania nazwano "prowokacyjnymi" i "niepotrzebną demonstracją siły". Do protestów dołączyła się także Litwa, która już w ubiegłym tygodniu wydała oświadczenie, zawierające negatywną ocenę rosyjskich testów rakietowych.
Z powodu działań Rosjan Łotwa została zmuszona do zamknięcia części przestrzeni powietrznej, przez którą przelatują cywilne samoloty. Oprócz tego przekierowano samoloty tak, aby omijały miejsce rosyjskich manewrów.
W przypadku Polski wyznaczona przez Rosjan strefa, na której przeprowadzą testy, znajduje się około 25 km od granicy polskiej przestrzeni powietrznej.
Całe zamieszanie z rosyjskimi manewrami i testami ma miejsce w czasie, gdy opinia międzynarodowa próbuje wpłynąć na Moskwę ws. ataku na podwójnego agenta Siergieja Skripala i jego córkę w Wielkiej Brytanii. Obecnie trwa festiwal obustronnego wycofywania wydalania dyplomatów.
ZOBACZ TEŻ: Biały Dom odpowiada Kremlowi: To wy macie problem, my sobie poradzimy
Pod koniec marca 26 krajów przeprowadziło skoordynowaną akcję wydalania rosyjskich dyplomatów. Największe sankcje na Rosję nałożyły USA i Wielka Brytania (23 wydalonych dyplomatów). Władze w Londynie obarczają odpowiedzialnością Moskwę. Zgodnie z zapowiedziami szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa, Rosja na każde wyrzucenie swoich dyplomatów będzie odpowiadała zgodnie z zasadą wzajemności.
Testy rakiet rozpoczęły się dzień po tym, jak w Waszyngtonie doszło do spotkania prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentami krajów bałtyckich. Trump przekazał gratulacje przywódcom Litwy, Łotwy i Estonii z okazji 100-lecia niepodległości ich krajów i zapewnił, że USA nadal będą wspierać suwerenność państw bałtyckich.
Prezydent USA podkreślił, że prowadzi twardą politykę wobec Rosji. Wskazał na zwiększenie amerykańskich wydatków obronnych i eksport surowców energetycznych do Europy.
W spotkaniu z Donaldem Trumpem w Białym Domu, określanym mianem szczytu USA - kraje bałtyckie, wzięli udział prezydenci Litwy Dalia Grybauskaite, Łotwy Raimonds Vejonis i Estonii Kersti Kaljulaid.