"Opowiadamy się za poszanowaniem spójności terytorialnej Ukrainy i uznajemy Krym jako część ukraińskiego państwa. Oznacza to również, że wybory prezydenckie na półwyspie przeprowadzone przez władze Federacji Rosyjskiej nie mogą zostać uznane za legalne" - napisało polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych w opublikowanym w niedzielę wieczorem oświadczeniu.
Resort podkreślił, że Polska nie uznaje rosyjskich wyborów prezydenckich na Krymie.
W niedzielnych wyborach zwyciężył dotychczasowy prezydent Władimir Putin. CZYTAJ WIĘCEJ>>>
Wybory prezydenta Rosji zostały zorganizowane także na anektowanym 4 lata temu przez Rosję Krymie, mimo protestów ukraińskich władz i Unii Europejskiej. Głosowanie odbywało się dokładnie w 4. rocznicę dołączenia Krymu do Rosji.
Według oficjalnych rosyjskich danych, do głosowania na półwyspie było uprawnionych półtora miliona osób. Otwartych zostało ok. 1200 lokali wyborczych. Władzom zależało głównie na frekwencji, stąd w mediach pojawiały się reklamy zachęcające do udziału w głosowaniu.
Ukraińskie władze w odpowiedzi zorganizowały blokadę rosyjskiej ambasady i konsulatów na terytorium Ukrainy. Pod przedstawicielstwami Rosji pikietowały też ukraińskie nacjonalistyczne organizacje.
Ambasadę Rosji w ukraińskiej stolicy otoczono płotem, dostępu do placówki dyplomatycznej pilnowali żołnierze podległej MSW Gwardii Narodowej. Rosjan, którzy chcieli zagłosować przyszło niewielu, jednak i oni odprawiani byli z kwitkiem - Chciałam zagłosować. Nie wpuszczono mnie. Powiedzieli, że nie można - mówiła Polskiemu Radiu Natalia, rosyjska obywatelka.
Dostęp do rosyjskich placówek na terytorium Ukrainy miały jedynie osoby z paszportami dyplomatycznymi.