Profesor przeglądała z kolegą zdjęcia satelitarne. To był początek wielkiego odkrycia. Dosłownie

Profesor Heather Lynch z kolegą z NASA przeglądali zdjęcia satelitarne. Dostrzegli na nich wiele mówiące ślady. To były... odchody. Taki był początek odkrycia nieznanej kolonii na Antarktyce.

Od 40 lat populacja pingwinów białookich (zwanych też pingwinami Adeli) systematycznie malała w związku ze zmianami kilmatu. Tak przynajmniej dotąd myśleli biolodzy. Aż do niedawna. Właśnie światło dzienne ujrzały badania grupy naukowców z WHOI (Woods Hole Oceanographic Institution). Okazuje się, że odkryli oni w okolicy Półwyspu Antarktycznyego superkolonię tych zwierząt, liczącą 1 500 000 pingwinów białookich. A wszystko zaczęło się dość nietypowo.

W poszukiwaniu pingwinów

Profesor Heather Lynch i jej kolega z NASA Mathew Schwaller zauważyli dziwne ślady na satelitarnych zdjęciach dwóch wysp. Naukowcy szybko doszli do wniosku, że to nic innego, jak odchody. 

Na wyspy ruszyła wieloosobowa ekspedycja badaczy z WHOI. Z pomocą drona nagrali to, co tam odkryli - wielką kolonię pingwinów białookich. Z lotu drona doskonale widać jej rozmiary. 

Jak to możliwe, że pingwiny żyły "w ukryciu"? To proste - do miejsca, gdzie się schroniły bardzo trudno dotrzeć. Mogły żyć tam nie niepokojone od dziesięcioleci.

Swoje odkrycie naukowcy opisali w artykule opublikowanym w "Scientific Reports".  

Pingwin białooki zwany też pingwinem AdeliPingwin białooki zwany też pingwinem Adeli Jerzy Strzelecki/Wikimedia CC BY 3.0

Więcej o: