Raport, o którym pisze "Jerusalem Post", stworzyli amerykańscy dyplomaci Departamentu Stanu w połowie 1946 roku i został odtajniony w latach 80. Dziennikarzom pokazano jego kopię w Centrum Szymona Wiesenthala.
Dokument mówi głównie o antysemityzmie w powojennej Polsce, ale też o jego źródłach w II RP. Jego autorzy "nie mieli wątpliwości, że obecne (czyli powojenne - red.) przejawy antysemityzmu są kontynuacją działać grup prawicowych sprzed 1939 roku".
Izraelska gazeta cytuje fragment raportu o tym, że:
antysemityzm w Armii gen. Władysława Andersa osiągnął taki poziom, że żydowscy żołnierze czuli się przymuszeni do opuszczenia jej szeregów i przyłączenia się do innych sił alianckich.
Marvin Hier z Centrum Wiesenthala powiedział, że dokument zaprzecza argumentom polskich liderów, że antysemityzm był skutkiem działań władz komunistycznych. Wskazuje na elementy raportu, wg których na długo przed wojną polskie partie i przywódcy kościoła wykorzystywali antysemityzm do celów politycznych. Hier mówi o "traktowaniu Żydów jak obywateli drugiej kategorii" w okresie międzywojennym. Podkreśla też, że autorami raportu nie jest ani strona polska, ani izraelska, lecz Amerykanie.
W raporcie znajduje się też informacja, że już po wojnie Żydzi wyjeżdżali z Polski do amerykańskiej strefy w Niemczech.
"No i zaczyna się. W reakcji na ustawę o IPN dostaniemy teraz takich strzałów wiele" - skomentował pojawienie się tekstu dziennikarz Bartosz Węglarczyk.
Artykuł przytacza też informacje z raportu o rzekomym zabijaniu Żydów przez członków Armii Krajowej. Te informacji kontrował w komentarzu na Twitterze węgierski dziennikarz János Széky.
- "Odkrywanie" propagandy NKWD przeciwko Armii Krajowej jako dowód na zrównanie Polaków z nazistami pokazuje złą wolę i ignorancję Centrum Wiesenthala wobec historii innej niż żydowska. Zatrzymajcie to antypolskie szaleństwo! - napisał.
Wczoraj w tej samej gazecie pojawił się artykuł w zupełnie innym tonie. Autor pisał, że w obecnym sporze "po obu stronach dolewa się oliwy do ognia".
1 marca wchodzi w życie nowelizacja ustawy o Instytucie Pamięci Narodowym. Zgodnie z nią każdy, kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne, będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech.
Taka sama kara grozi za "rażące pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni". Przepisy nie dotyczą badań naukowych ani działalności artystycznej.
Autorzy ustawy oraz Instytut Pamięci Narodowej mówią, że nie ogranicza ona badań naukowych i wolności słowa, a jedynie walczy z celowym zakłamywaniem historii, bezczeszczeniem pamięci o ofiarach i hańbieniem żyjących więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych.
Także dziś rządowy zespół do spraw relacji polsko-izraelskich spotka się w Jerozolimie ze swoim izraelskim odpowiednikiem. Rozmowy mają rozpocząć się kwadrans przed godziną 15 w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych Izraela.
Rzecznik rządu Joanna Kopcińska powiedziała, że zespół zamierza odpowiedzieć na „wszystkie wątpliwości Izraela” dotyczące ustawy o IPN. Jak dodała, polska delegacja przedstawi argumenty, że ustawa nie będzie miała wpływu na badania historyczne i nie ograniczy wolności słowa czy działalności artystycznej. - Zespół odpowie na te pytania, ponieważ nie przez wszystkich zapisy ustawy zostały należycie zrozumiane - mówiła Joanna Kopcińska.
Innym celem spotkania jest też rozmowa na temat edukacji izraelskiej młodzieży w zakresie historii Polski.
Po stronie polskiej pięcioosobowemu zespołowi przewodzi wiceminister spraw zagranicznych Bartosz Cichocki. Stronie izraelskiej przewodniczy dyrektor generalny izraelskiego MSZ Yuval Rotem. Powołanie zespołów to wynik rozmowy premierów obu krajów.