Tragedia w Alpach. 10 i 12-latek zabłądzili w lesie i spadli z wysokiego klifu. Starszy nie żyje

12-letni chłopiec zmarł po upadku z klifu w pobliżu ośrodka narciarskiego Avoriaz we francuskich Alpach. Jego młodszy brat także spadł ze 150-metrowego urwiska. 10-latek ma złamaną miednicę, ale żyje.

Według francuskiego portalu Lci, obaj wcześniej wybrali się z ojcem i młodszą siostrą na narty. Ojciec jeździł z 6-latką po stoku, a synom pozwolił na własną rękę wrócić do ośrodka. Kiedy dzieci do niego nie dotarły, mężczyzna zawiadomił policję.

Z ustaleń służb wynika, że chłopcy w trakcie powrotu z niewiadomego powodu zboczyli z drogi i najprawdopodobniej zgubili się. Wtedy zdjęli narty i weszli do lasu. Niestety nie zauważyli ukrytego pośród drzew urwiska. Obaj spadli ze 150-metrowego klifu.

 

Ratownicy po wielu godzinach poszukiwań w końcu w nocy natrafili na porzucone w pobliżu górskiej trasy narty. Następnie po śladach w śniegu dotarli do lasu i urwiska.

Starszy z braci zmarł z powodu odniesionych obrażeń. Zdaniem przedstawiciela górskiej jednostki policji, upadek jego brata został spowolniony przez gałęzie drzew, dzięki temu chłopiec przeżył. - To cud. Gdyby spędził noc na górze, mógł umrzeć z zimna - dodał.

10-latek jest w szoku, ma złamaną miednicę, ale jego życiu nic nie grozi.

Więcej o: