Rosyjski minister transportu Maksym Sokołow potwierdził, że w katastrofie lotniczej zginęło 71 osób. Samolot AN-148 z niewyjaśnionych przyczyn spadł kilka minut po starcie z lotniska pod Moskwą.
Według świadków fragmenty AN-148 rozrzucone są na dużej odległości. Ciała ofiar są w takim stanie, że do identyfikacji konieczne będą badania DNA - podaje portal meduza.io.
O ogromnym szczęściu może mówić niedoszły pasażer lotu. Maksym Kołomycew powiedział rosyjskiej telewizji REN TV, że miał lecieć antonowem, jednak zmienił zdanie kilka dni przed wylotem. Mężczyzna chciał dostać się do Orska. Tam miał świętować urodziny z rodziną, a także odebrać zamówiony samochód. To właśnie zakup auta "uratował" Rosjanina. - Data dostarczenia samochodu się opóźniła, dlatego zwróciłem bilety - stwierdził Kołomycew.
Na liście osób znajdujących się na pokładzie maszyny są nazwiska 65 pasażerów, w tym trojga dzieci w wieku od 5 do 17 lat, a także sześciu członków załogi.
Minister transportu Maksim Sokołow mówi o „nie odnalezieniu żywych”. - Akcja poszukiwawczo-ratownicza trwa - dodaje szef resortu do spraw nadzwyczajnych sytuacji Władimir Puczkow.
Ratownicy odnaleźli ciała dwóch ofiar i jedną z „czarnych skrzynek”. Rosyjscy eksperci nie chcą wypowiadać się na temat ewentualnych przyczyn tragedii. Synoptycy z lotniska Domodiedowo, z którego wystartował AN-148 twierdzą, że warunki pogodowe były znośne.
Saratowskie Liniie Lotnicze, będące właścicielem maszyny zapewniają, że była ona w doskonałym stanie technicznym. Z kolei świadkowie zdarzenia opowiadają o wybuchu, pożarze jednego ze skrzydeł i gwałtownej utracie wysokości.