Organizatorzy protestu twierdzą, że w weekend w Grecji demonstrowało ponad milion osób. Policja podaje, że 140 tysięcy. Jedno jest pewne: takich demonstracji Grecja dawno nie widziała.
Do centrum Aten przybyli Grecy z wszystkich stron kraju. Mówili, że naród grecki wreszcie się obudził. Co ich tak wzburzyło? Nazwa sąsiedniego kraju. Uważają, że miano Macedonia zostało niejako ukradzione. Tak nazywa się region Grecji. W tle jest też spór o "przynależność narodową" Aleksandra Wielkiego (Macedońskiego).
Uczestnicy protestu ostrzegali, że politycy, którzy podpiszą porozumienie z sąsiadem Grecji i zgodzą się na używanie przez niego nazwy "Macedonia", zmierzą się z gniewem narodu. Demonstracje wspiera kościół prawosławny.
- I na drugi koniec świata poszlibyśmy protestować dla naszej ojczyzny - powiedziała Polskiemu Radiu mieszkanka wyspy Chios.
- Teraz świat zrozumie, co się dzieje w Grecji - ocenił b. premier Antonis Samaras, który brał udział w proteście.
Przemawiający podkreślali, że Grecy nie zgodzą się na "zniekształcanie historii" i na "przywłaszczanie" przez sąsiedni kraj ich tożsamości narodowej. Ich zdaniem Macedonia jest grecka od tysięcy lat.
Rządy Grecji i Republiki Macedonii prowadzą negocjacje w sprawie zakończenia wieloletniego sporu o nazwę, co otworzyłoby sąsiadowi Grecji drogę do Unii Europejskiej i NATO. Republika Macedonii przybrała tę nazwę po oderwaniu się od Jugosławii w 1991 roku. Gabinet Aleksisa Tsiprasa chce zgodzić się na kilkuczłonową nazwę ze słowem Macedonia.