Zgodnie z obowiązującymi na Hawajach zasadami komunikat ostrzegający przed nadchodzącym zagrożeniem rakietowym został wysłany na telefony komórkowe wszystkich mieszkańców. W komunikacie nakazano udanie się do najbliższego schronu i podkreślono, że "to nie są ćwiczenia".
Hawaje. Fałszywy alarm rakietowy, bo "pracownik nacisnął zły przycisk" >>>
Już dwie minuty po ogłoszeniu alarmu rakietowego gubernator Hawajów David Ige wiedział, że jest fałszywy. Jak później przekazywała hawajska agencja zarządzania kryzysowego, jeden z pracowników przez pomyłkę nacisnął niewłaściwy przycisk, który wywołał nagłą panikę. Alarmu nie był w stanie odwołać sam gubernator, który... nie miał hasła do swojego Twittera - opisali właśnie dziennikarze "Honolulu Star Advertiser".
Informację o odwołaniu alarmu wysłano 17 minut po nim. "Honolulu Star Advertiser" uspokaja, że gubernator Ige po wpadce zapisał dane do logowania na smartfonie, by w przyszłości uniknąć pomyłki. Tłumaczył się, że haseł nie znał na pamięć. To nic nadzwyczajnego, że konta polityków prowadzą ich pracownicy - podkreślają dziennikarze. W tym przypadku jednak znajomość hasła mogła ułatwić rozpowszechnianie dementi.
Wiadomość o odwołaniu alarmu rakietowego przekazano również za pośrednictwem portalu Facebook, choć nie ujawniono, czy w tym przypadku władze miały problem z poprawnym wpisaniem hasła. System informowania o zagrożeniu rakietowym pochodzi z czasów zimnej wojny. Przywrócono go ze względu na potencjalne zagrożenie nuklearne ze strony Korei Północnej.
"The Washington Post" zaznaczył, że system ostrzegania jest źle zaprojektowany i bardzo łatwo o pomyłkę użytkownika. Pierwsze testy rozpoczęły się na początku grudnia ubiegłego roku. Oprócz nadawania informacji o nadchodzącym zagrożeniu za pośrednictwem telefonii komórkowej wykorzystuje się radio, telewizję i syreny alarmowe.