Od krytyki władz Niemiec, Grecji i Włoch, po nazywanie migrantów "najeźdźcami", Viktor Orban to jeden z najbardziej zagorzałych przeciwników otwartej polityki migracyjnej w Unii Europejskiej. Jednak w wywiadzie dla niemieckiego „Welt am Sonntag” sugeruje otwartość na negocjacje. Do tego dane o wzroście liczby uchodźców na Węgrzech zdają się zaprzeczać ostrej retoryce.
Jak podaje "Bloomberg", Węgry przyjęły w zeszłym roku 1300 uchodźców. Skrajna prawica skrytykowała rząd Orbana mówiąc, że choć głośno protestuje przeciw otwartej imigracji, to po cichu kraj przyjmuje tylu uchodźców, ilu miałoby trafić na Węgry w ramach unijnej relokacji. Rząd bronił się i podkreślał, że przyjmowanie uchodźców zgodnie z Konwencją Genewską to co innego, niż unijne kwoty.
Z kolei w weekendowym wywiadzie dla „Welt am Sonntag” premier Węgier stwierdził, że jego kraj mógłby uczestniczyć w nowym unijnym systemie podziału uchodźców. Musiałyby jednak zostać spełnione pewne warunki. Chodzi o to, aby Węgry same decydowały, kto konkretnie zostanie przyjęty - podaje przytaczając wywiad "Deutsche Welle".
- Tylko Węgry mogą zdecydować, komu wolno przebywać na węgierskiej ziemi. Po uwzględnieniu tego chętnie weźmiemy udział w systemie podziału uchodźców - powiedział premier.
Komentatorzy na Twitterze zwracają uwagę, że polski rząd może stracić jednego z nielicznych sojuszników w sprawie uchodźców na forum UE. Zdaniem niektórych może to też znaczyć, że Polska nie powinna liczyć na węgierskie wsparcie w kwestii zablokowania art. 7.